wtorek, 29 lipca 2014

Rozdział 9. Podemos-Możemy

Naty               




Była ubrana w długą, zieloną sukienkę w kwiaty. Siedziała nad stawem. Upajała się ciszą i pięknem otoczenia. Wokół niej latały ptaki i motyle. Czuła się niesamowicie. Była szczęśliwa. Świat był taki piękny, taki kolorowy. Nagle usłyszała muzykę. Nie wiedziała skąd dochodzi, ale bez chwili zastanowienia zaczeła tańczyć i śpiewać.
 ¿Ahora, sabes qué?
Yo no entiendo lo que pasa
Sin embargo sé
Nunca hay tiempo para nada
Pienso que no me doy cuenta
y le doy mil una vueltas
Mis dudas me cansaron
ya no esperaré...

Y vuelvo a despertar en mi mundo
siendo lo que soy
Y no voy a parar ni un segundo,
mi destino es hoy
Y vuelvo a despertar en mi mundo
siendo lo que soy
Y no voy a parar ni un segundo,
mi destino es hoy
Nada puede pasar
Voy a soltar todo lo que siento, todo, todo...
Nada puede pasar
Voy a soltar todo lo que tengo
Nada me detendrá


Nic się nie liczyło. Wszystko było piękne. I nagle z cienia wyszedł jakiś chłopak. Maxi. Podszedł i przytulił ją. Chciał coś powiedź, ale... Naty się obudziła. To był sen... Tylko w śnie mogła znaleźć się w pięknej krainie, w której byłaby szczęśliwa. To sen sprawiał, że czuła się szczęśliwa, a gdy się budziła to szczęście było pomieszanie z żalem i smutkiem, że to nie była prawda. Sen jest jak wehikuł, który przenosi cię 
w dowolne miejsce. Sama sobie go nie wybierasz. Musisz zdać się na los i dziękować mu, że przeniosłeś się w to, a nie w inne miejsce, bo mogłeś zobaczyć, doświadczyć czegoś nowego. Nowego uczucia. Czy to był dobry czy zły sen nie ważne, bo to był tylko sen. Sen-iluzja, za którą trzeba dziękować. 


Viola



Wstała z łóżka i jak zwykle po przebudzeniu pomyślałam o Nim, o ich pocałunku. Nadal miała motylki w brzuchu. Nadal o nim myślała i gdy tylko go widziała serce biło jej mocniej. Miłość jest niesamowita.-pomyślała.  Przynosi ci wiele cierpienia, ale i wiele szczęścia. Niesamowite jest to ile jest rodzajów miłości. Każda z nich jest piękna, a każda inna. Postanowiła już nie rozmyślać. Przygotowała się do szkoły. Miała już wychodzić, ale spojrzała na pianino stojące pod ścianą. Kusiło ją tak bardzo, żeby zaśpiewać. W końcu uległa pokusie. Z jej ust wydobyły się pierwsze słowa:


No soy ave para volar
Y en un cuadro no sé pintar
No soy poeta, escultor
Tan sólo soy lo que soy
Las estrellas no sé leer
Y la luna no bajaré
No soy el cielo, ni el sol
Tan sólo soy


Usłyszała znajomy głos. To Leon zaśpiewał dalszy ciąg piosenki. Viola nawet nie zauważyła kiedy wszedł.
Pero hay cosas que sí sé
Ven aquí te mostraré
En tu ojos puedo ver
Lo puedes lograr, prueba imaginar

Podemos pintar colores al alma
Podemos gritar iee eé
Podemos volar sin tener alas
Ser la letra en mi canción
Y tallarme en tu voz.



-Leon co tu robisz?!
-Przyszedłem po swoją dziewczynę
Viola lekko się uśmiechnęła. Lubiła być nazywana jego dziewczyną. Nigdy mi się to nie znudzi. -pomyślała. Leon objął ją i pocałował, a ona odwzajemniła pocałunek.
-A tak na marginesie ślicznie śpiewasz.
-Nie lepiej niż ty.
-Upadłeś na głowę?! To ty śpiewasz lepiej.
-Dobra. Nieważne. Tworzymy zgrany duet.
-Powiem coś bardzo szalonego. Weźmy udział w konkursie. Dopuszczają duety.
-Ja powiem coś jeszcze bardziej szalonego.
Viola popatrzyła na niego pytająco.
-Zgadzam się.
Krzyknęła z radości i zawiesiła się mu na szyję.
-To co śpiewamy?
-Serio? Nie wiesz?
-Leon chwilę pomyślał i powiedział:
-Podemos?
-To piękna piosenka.
Powiedziała i go pocałowała.
-Idziemy do szkoły?
    Viola uśmiechnęła się. Nigdy nie usłyszała milszych słów. Chciała powiedzieć coś, ale się rozmyśliła. Nie wiedziała co. Wzięła go za ręka i powiedziała:
     -Chodźmy
    Pociągnęła go za sobą do drzwi.


    Ludmiła

    Razem z Marco oddaliśmy naszą pracę. Pan Adams miał przyjść na ostatnią lekcję z ocenami naszych prac. Wszyscy chcieli już znać wyniki, ale nie Ludmi. Ona pierwszy raz w życiu chciała przegrać. Przejrzała się w lusterku, co robiła dość często i udała się do łazienki, by poprawić makijaż. Po drodze. Wpadła na nią Fran. Lusterko wypadło z rąk Ludmi i rozbiło się w drobny mak.
    -Oj. Przepraszam nie chciałam.
    - Zobacz co narobiłaś!!!-wykrzyczała Ludmiła
    - Odkupię ci lusterko. Obiecuję.
    -Daruj sobie. Nie chce widzieć cię już więcej!
    - Masz rację. Rozbiłam ci lusterko, doprowadziłam cię do złości. Takich rzeczy się nie wybacza nowym. Tyma bardziej jeśli pochodzą z innego kraju. Jeśli nie chcesz mnie już więcej widzieć, postaram się spełnić twoją prośbę. -powiedziała i odeszła
    Ludmiła dziwnie się czuła. Ostatnie słowa dziewczyny ją zaskoczyły. Zrobiło się jej żal tej dziewczyny. Chciała dać sobie z nią spokój, ale nie potrafiła. A może nie chciała? Pobiegła za dziewczyną. Szukała jej przez chwilę, ale jej nie znalazła. Poprawić makijażu już nie zdążyła, bo skończyła się lekcja. Ostatnia na dzisiaj. Lekcja na, której miała poznać wynik pracy o Hitlerze. W sali już czekał pan Adams.
    - Witajcie! Jak zwykle na początek posumowanie. Poszła wam całkiem dobrze. Zaledwie 1 grupa dostała ocenę niedostateczną.  Gratuję wszystkim, którzy obyli się bez tej oceny. 10% osób dostało oceny dopuszczające. Aż 40% osób dostało oceny dostateczne. 40% osób dostało oceny dobre. 10% osób oceny bardzo dobre i przechodzimy do grup, która mnie zaskoczyła, z której jestem bardzo dumny. Ta grupa dostała nie tylko ocenę celującą, ale i pojedzie na wycieczkę.
    Pan Adamson rozdał pracę i zatrzymał się na środku sali.
    - Proszę pana jeszcze moja i Marco praca. -powiedziała Ludmi
    - Ależ oczywiście. Jedyna jestem z ciebie bardzo dumny pani Ferro.
    Podszedł i uściskał jej rękę.
    - Ale dlaczego?
    Ludmiła chyba wiedziała, dlaczego, ale nie chciała tego przyznać przed samą sobą.
    - Ty i Marco otrzymaliście ocenę celującą. Wasza praca była najlepsza. Gratuluję.
    - Co?! Wybraliśmy najgorszą postać! Hitlera! Jak mógł nam dać pan szóstkę?! -powiedział krzycząc
    - Każda wojna wywołuje duży wpływa na losy świata, a co dopiero światowa. A tak się składa, że Hitler wywołał 2 wojnę światową. Gdyby nie ta wojna, świat obecnie wyglądał by inaczej. Byłby inny. A poza tym twoja praca była oryginalna. Co roku zadaję jednej klasie to wypracowanie. A pracuję tu 25 lat i żadna grupa nie wybrała Hitlera. Jeszcze raz gratuluję i podkreślam, że mnie bardzo zaskoczyłaś.
    Powiedział i położył pracę na ławce Ludmi.
    - Gratuluję. Pojedziecie razem na wycieczka.
    Ludmiła spojrzała na Federico. Wpatrywał się na  nią z wyrazem osłupienia i rozbawienia na twarzy. Dalsza lekcja przebiegała normalnie. Ludmiła nie mogła się na niej skupić. Cały czas myślała o wycieczce, Leonie i jego nowej dziewczynie. Po skończonej lekcji wybiegła na dwór. Na ławce siedziała dziewczyna, która na nią wpadła.


    ------------------------------------------------------------------------------------------------------
    I jest kolejny rozdział. Podoba się? W następnym rozdziale będzie na pewno Naxi i MOŻE konkurs piosenki? Piszcie swoje opinie o tym rozdziale. Chcę wiedzieć co o im myślicie.


    środa, 23 lipca 2014

    Rozdział 8 ,,Żyj pasją, a spełnisz marzenia"

                                           

    Naty


    Wstałam dość późno, bo dopiero około 10. Nie miałam dziś lekcji, bo nauczycielka musiała iść na badania do lekarza. Z tego powodu się jednak cieszyłam. Nie lubiłam jej, ale to akurat mi nie przeszkadzało. Kiedy jest się samotnym przez większość czasu i dusi się w sobie wszelkie uczucia przestaje mieć znaczenie to czy się kogoś lubi czy nie. Nie ma to znaczenia. Twoim jedynym przyjacielem jest samotność. Przyjacielem? Czy tak w ogóle można ją nazwać? Szybko się ubrałam i zeszłam na dół. Na stole leżała karteczka. 

    Natalio, pójdź do pani Fray i daj jej koszyk z kuchni. Dopiero co wróciła ze szpitala, a nasz rodzina wiele jej zawdzięcza, więc pomyślałam, że miło byłoby gdyby dostała od nas mały, słodki upominek. Chyba się ze mną zgodzisz, że zdecydowanie uprzejmiej byłoby gdybyś to Ty jej zaniosła podarek zamiast jednej ze służących. 




    Naty bez namysłu powędrowała do kuchni i wzięła koszyk z jedzeniem. Założyła buty i wyszła na zewnątrz. Światło słoneczne raziło ją w oczy. Tak dawno go nie widziała. Od miesięcy nie wychodziła z domu. Bo po co? Nie miała znajomych, przyjaciół. Wszelkie sprawy na mieście załatwiały służące. Jedyne co jej zostało to samotne spacery, ale po co miały ją dręczyć widoki zadowolonych ludzi, biegających roześmianych dzieci, natury tętniącej życiem? Te wszystkie widoki wytykałyby jej tylko bezgraniczny smutek i pustkę, którą czuła w sercu. Dlaczego inni byli szczęśliwi, a ona nie? Na to pytanie nie znała odpowiedzi, ale tak jej pragnęła jak niczego innego. Może gdyby ją znała udałoby jej się sprowadzić szczęście. Odwrócić wieczny smutek, albo przynajmniej zrozumieć jego sens. Gdy wiesz, że coś ma sens od razu lepiej to znosisz. Niestety nie znała odpowiedzi na to pytanie i nawet nie próbowała jej szukać. Bała się jej, a może bardziej się bała tego, że szukanie tej odpowiedzi wprowadzi ją w jeszcze większy smutek? O ile mógł istnieć większy smutek i żal od tego, który teraz odczuwała. Nie chciała jednak ryzykować. Sprawdzać jaką granicę może osiągnąć smutek. To byłoby dla niej bardzo niekorzystne i sama najlepiej o tym wiedziała. A może smutek nie ma żadnej granicy? Postanowiła nie dręczyć się już tym rozmyślaniem, które nie zaprowadziłoby jej donikąd, a tylko może pogorszyłoby jej stan. Ruszyła w stronę domu pani Fray. Idąc rozglądała się na wszystkie strony, chcąc zapamiętać każdy szczegół otaczającego jej otoczenia, by w czasie śmierci przypomnieć sobie widok pięknego świata na, który tak nie chciała patrzeć. Może wspomnienie wesołej “krainy” sprawiłoby, że jej śmierć byłaby wesoła? Byłaby jedyną rzeczą wesołą w jej życiu? Dlaczego w ogóle myślała o śmierci? Przecież nie śpieszyło jej się na tamten świat, ale nie miałby nic przeciwko, żeby umrzeć. Wiedziała, że to nieuniknione i nie bała się śmierci. Wszystko co po niej bardzo ją interesowało i dawało nadzieję, że kiedyś znajdzie się w świecie choć trochę lepszym niż na tym, w którym się obecnie znajdowała. Z rozmyśleń wyrwał ją głos chłopaka śpiewającego pod drzewem. Ślicznie śpiewała tak jak... wyglądał. Miał ciemne, kręcone włosy i piękne oczy. Chyba brązowe. Naty nigdy nie umiała perfekcyjnie określać kolorów. Znała tylko podstawowe. Znajomość reszty wydawała się jej nie potrzebna. Miał na sobie dżinsy, kolorową bluzkę i bluzę. Na włosach miał czapkę w kolorze pomarańczowym. Grał i śpiewał. Gdy zobaczył, że dziewczyna mu się przygląda podszedł do niej bez chwili wahania.

    -Cześć jestem Maxi-powiedział wyciągając rękę do Naty.

    Przywitała się z nim.
    -A ty jak masz na imię? -spytał
    -Mam na imię Naty.
    -Śliczne imię.
    -Dziękuję. Ja już muszę iść. Nie mam czasu na pogawędki. -powiedziała tak, choć wiedziała, że ma mnóstwo czasu, a jej nigdzie się nie śpieszy. Chciała jednak uniknąć rozmowy. Chłopak był bardzo miły, ale ona nie była przyzwyczajona do rozmów z nieznajomymi. W ogóle nie była przyzwyczajona do rozmów. Jedyną osób, z którą rozmawiała, a raczej wymieniała słowa była jej siostra, Lena. Maxi stanął kolo niej.
    -Powiedziałam, że nie mam czasu na pogawędki.
    -Zdaję się, że idziemy w tą samą stronę. Dokąd właściwie idziesz? Mieszkasz gdzież tu?
    -Nie. Idę do znajomej rodziny. Pani Fray.
    -Dobrze się składa, bo to moja sąsiadka. Będziemy mogli pogadać.
    Zapanowała na krotką chwilę cisza, która przerwał Maxi.
    -Gdzie chodzisz do szkoły?
    -Uczę się w domu. A ty?
    -Chodzę do studia muzycznego. Studia On beat
    -Moja siostra też tam chodzi.
    -Naprawdę? Jak się nazywa?
    -Lena
    -Jesteś siostrą Leny? Nie jesteście zbyt do siebie podobne.
    -To, dlatego, że każda wdała się w innego rodzica. Ja jestem podobna do ojca, a Lena do matki.
    -Ja niestety nie mam rodzeństwa.
    Ich rozmowa się zakończyła kiedy dotarli do domu pani Fray.
    -To ja cię tu zostawiam. -powiedział i wyjął karteczkę i długopis z kieszeni. Na karteczce coś napisał i dał Naty.
    -Zadzwoń do mnie. -powiedział i wszedł do swojego domu.
    Naty zadzwoniła do drzwi. Po chwili w progu stanęła niska, starsza kobieta o brązowych włosach poprzeplatanych siwizną. Ubrana była w długą suknię w kwiaty. Włosy miała związany w kucyka. Uśmiechała się ciepło do Naty.
    -Dzień dobry. Chciałam podziękować w imieniu całej rodziny za wszystko co pani dla nas zrobiła i życzymy powrotu do zdrowia. To dla pani mały podarek. -powiedziała dając kobiecie koszyk.
    -Dziękuję. To bardzo miłe, z twojej, z waszej strony.
    -Nie ma za co. To drobiazg.
    -Wejdź na ciasto i ciepłą herbatkę.
    Naty przyjęła zaproszenia. Pani Fray była bardzo miła. To było dziwne, ale czuła się w jej domu bardzo swojo. Nawet we własnym domu tak się nie czuła. 

    Ludmiła                       



    Siedziała w pokoju z Marco. Pokój miał ciepłe barwy. Ciemny czerwony, jasno brązowy, złoty. Te barwy przeważały w tym pomieszczeniu. 
    - To o kim piszemy? -powiedział Marco 
    - Długo nad tym myślałam i wybrałam. Napiszemy o Hitlerze.
    - O Hitlerze? Zwariowałaś?! Na pewno nie pojedziemy na tą wycieczką. Nie mówiąc o pałach, które dostaniemy.
    - Nie przesadzaj to dobry pomysł. 
    - Wcale nie.
    - Założysz się? Jeśli nasza praca nie okaże się najlepszą spełnię twoje jedno dowolne życzenie. Natomiast jeśli wygramy to ty spełnisz moje. -Ludmiła wiedziała, że wybranie Hitlera było najgorszym pomysłem. Dużo czasu zajęło jej myślenie o osobie, która zagwarantowałaby jej przegraną. Niestety był Marco i jeśli chciała mieć 100% pewność, że ich praca nie będzie najlepsza musiała go przekonać do wybrania osoby najgorszej ze wszystkich możliwych osób. Zakład był jej jedyną deską ratunku. Nie bała się tego co może zażyczyć sobie Marco. Zawsze lubiła ryzyko.
    - Dobrze zakład, ale musisz przysięgnąć, że spełnisz moje życzenie nie ważne jakie ono bybyło.
    - Nie ufasz mi? Może i jest wredna, złośliwa, nikczemna itd. Ale zawsze dotrzymuje umów. Podziękuj za to mojemu tacie, a jeśli to ci nie wystarczy możesz iść do mojego taty jak nie dotrzymam słowa. Wtedy na pewno dostaniesz to co chcesz i to z rekompensatą.  
    - No dobrze, więc mamy zakład.
    - Tak. Bierzmy się już do roboty.

    Francesca


    Fran wróciła zestresowana do domu. Przez jej nieuwagę Marco słyszał jak śpiewa. Z drugiej strony to dobrze. Kochała śpiewać i kiedy tylko to robiła odrywała się od ponurej rzeczywistości. Znajdowała się wtedy w nowym świecie, w którym była tylko ona i muzyka. Nie było żadnych problemów. Była tylko radość i wielka siła, która mówiła jej: Idź spełniać swoje marzenia. Może powinna wziąć udział
     w konkursie? To co, że każdy by ją zobaczył? Nie mogła wiecznie żyć przeszłością, a jeśli chwile z muzyką były tak cenne... Wzięła szybko pamiętnik i zaczęła w nim pisać: 


    Drogi Pamiętniczku! Doszłam do wniosku, że powinnam wziąć udział w konkursie. Nie mogę wiecznie bać się spełniać swoich marzeń. Każda droga zaczyna się od pierwszego kroku, a ja właśnie go robię. Podejmuję decyzję, żeby zaśpiewać przed publicznością.Każdy mnie zauważy, ale co z tego. Najważniejsze, że wyjdę jako ja i zrobię to co kocham, bo chcę spędzić tę chwilę z muzyką. Z moją pasją. ,,Żyj pasją, a spełnisz marzenia"

    ------------------------------------------------------------
    No i jest rozdział. Jak wam się podobał? Czekam na wasze opinie.