niedziela, 28 czerwca 2015

Opowiadania...

hej! Jeśli macie czas zapraszam was do pisania moich opowiadań na stronie: http://anamitria.blogspot.com/
Opowiadania są o tematyce fantastycznej ;)

poniedziałek, 4 sierpnia 2014

Rozdział 10 ,,Nic nie dzieje się bez potrzeby"

Ludmi


-Cześć! Przepraszam za to jak się zachowałam. To było...wredne-powiedziała Ludmiła. Trudność z jaką przyszło jej powiedzieć słowa ,,przepraszam" musiała zauważyć Włoszka, bo powiedziała po chwili:
- Chyba nie za często zdarza ci się przepraszać. Czym sobie zasłużyłam na to słowo?
- Ja cię przepraszam, a ty mi pyskujesz -powiedziała z rozbawieniem
- Przepraszam.
Między nimi zapadła cisza, którą przerwała Ludmi.
- Jestem Ludmiła. A ty? -powiedziała podając rękę dziewczynie
Fran ujęła jej dłoń i powiedziała:
-Francesca.
- Ładne imię.
-Dzięki i obiecuję dziś kupię ci nowe lusterko.
- Daj spokój. W domu mam z 10.
- Już za późno. Obiecałam. -powiedziała z rozbawieniem
-W takim razie zwalniam cię z tej obietnicy.
Po chwili ciszy odezwała się Włoszka.
-W życiu nauczyłam się, że trzeba zapominać o cudzych obietnicach. Ludzie obiecuję różne rzeczy, a my mamy nadzieję, że je dotrzymają. Niestety nie potrzebnie się łudzimy. W dzisiejszym świecie obietnice nic nie znaczą. Nie dla mnie. Moje obietnice są czymś więcej niż słowami. Są sznurami, które mnie oplatają i nie zerwą się dopóki nie spełnię obietnice. Szkoda, że inni nie uważają obietnic za coś wielkiego. Gdyby tak było świat byłby piękniejszy, ale to tylko puste marzenia, która lubią łudzić ludzi, że się spełnią. Są marzenia, które nigdy się nie spełnią nie ważne jak bardzo w nie wierzymy i jak bardzo ich pragniemy.
Ludmiłę zaskoczyły jej słowa.
-Ale wiesz, wiara jest najważniejsza.
 -Wiara daje szczęście i rozczarowanie. Jest piękna do czasu, ale słowa więcej wiary nigdy nie gasną. Znaczenie ma to czy człowiek mówiąc ,,więcej wiary” naprawdę chce podnieść na duchu drugą osobę i chce jej szczęścia i tego, by dążyła do spełnienia marzeń, czy tylko mówi tak, bo wypada, traktuje te słowa jak zwykłe dzień dobry, nic nie znaczące, puste.
-Ty chyba przestałaś wierzyć w te słowa.
-I tak i nie. Człowiek jest zmienny. Raz w nie wierzy raz nie. Wszystko zależy od nastroju i rzeczy jakiej one dotyczą. Jedno jest pewne te słowa są jak powietrze. Zawsze ich potrzebujesz. Trzeba w coś wierzyć. Trzeba wierzyć w Bogów i w marzenia.
-Dlaczego?
-Choćby, dlatego, że trudno jest wierzyć w ludzi.
-Wiesz, każdy sądzi, że jestem wredna, arogancka. Ty zapewne też tak myślisz.
Ludmiła nie wiedziała, dlaczego te usta wydobyły się z jej ust. Może, dlatego, że rozumiała Włoszkę?
- Nie ocenia się po pozorach. Czasem dziewczyna, która całe dnie się śmieje. Płacze co nocy i myśli o samobójstwie. Nic nie jest takie jakie nam się wydaje. Człowiek jest największą zagadką. Nie przejmuj się ludźmi. Oni lubią wymyślać złe osoby, potwory, potworności sami wtedy stają się mniej potworni. Nie rozumieją, że nazywając innych złymi sami są potworami, ale to nie zmienia faktu, że trzeba być dla nich słonecznym zegarem. Odmierzać im tylko słoneczne godziny. Skro ty nie jesteś szczęśliwa ktoś musi. Tak to działa.
-Jesteś fascynującą osobą.
-Wież mi gdyby nie pewnie rzeczy sama już smażyłabym się w piekle. ,,Jest jedno piekło- to, w którym żyjemy” Przenieść się z piekła do piekła. Niezbyt dobry wybór, ale w sumie tak się zastanawiając wszędzie lepiej niż tu.
-Tu w sensie w Argentynie?
-Nie. Tu wśród ludzi. Wśród potworów.
-Czy ty trochę nie przesadzasz?
-Ja?! Nie. To ludzie przesadzają. Traktują innych jak rzeczy.
-Jeszcze nigdy nie spotkałam osoby takiej jak ty.
-Jakiej?
-Takiej, która uważa świat za siedlisko potworów, którymi są ludzie.
-Jestem taka, bo straciłam wszystko i to wtedy gdy myślałam, że wszystko dostałam. Ty też kiedyś stracisz
wszystko. Każdy musi coś stracić. Wszystko ma swoją cenę.
-Tak się składa, że wszystko straciłam. Chłopak ze mną zerwał i zaczął się umawiać z inną. Nauczyciel zrobił konkurs na najlepszą pracę. Osoba, a raczej para, która wygra pojedzie na wycieczka z ich klasą. Nie chciałam ich widzieć razem i robiłam wszystko, żeby przegrać. Niestety los nie dał mi takiej możliwości.
-Nic nie dzieje się bez potrzeby. A tak w ogóle to chyba jedziesz ze mną na tą wycieczkę.
-Naprawdę!?
-Tak. Chcesz to możesz... usiąść ze mną
Fran nie wiedziała, dlaczego to powiedziała. Jakoś samo wyszło, a poza tym była jedyną osobą, która choć w części ją rozumiała.
-Bardzo chętnie. Ja już muszę iść. Cześć. Miło było cię poznać.
-Ciebie też. Do zobaczenia.

Fran


Fran wróciła do domu cały czas mając w uszach swoje słowa:,,Nic nie dzieje się bez potrzeby: Szybko wbiegła na górę, do pokoju i wzięła pamiętnik.

Drogi pamiętniczku!

Nic nie dzieje się bez potrzeby. Gdyby ktoś inny to powiedział potraktowałabym to jako zwykłe słowa. Nic nie znaczące, ale to ja to powiedziałam. Ja. Zadziwiam samą siebie. Może nie bez potrzeby nie udało mi się odebrać sobie życia? Może nie bez potrzeby jestem tu. W Argentynie. Może to moja druga szansa? Drugie życie. Jakbym narodziła się na  nowo, wiedząc to co już wiem. Może mam spojrzeć na świat inaczej? Jeśli tak to przede mną długa droga, ale ja chce nią podążać. Chcę coś zmienić. Najważniejszy jest pierwszy krok. Już go podjęłam. Startuję w konkursie. Nie po to żeby wygrać tylko po to, by się przełamać, by zacząć nowe życie,albo przynajmniej spróbować je zacząć. Zaśpiewam Nel mio mundo. W moim świecie. W moim świecie... No właśnie. Każdy tworzy swój świat. Każdy ma kredki do kolorowania go.  Wystarczy je tylko wziąć i zmienić swój świat na lepszy.

Naty


Skończyła się lekcja już godzinę temu. Naty siedziała przy oknie wpatrując się w kartkę od Maxiego. W jego numer. Czy mam zadzwonić? On tego chciał. A czego ona chciała? Sama już nie widziała. Pogubiła się w swoim krętym życiu. Jak miała znaleźć prawidłową ścieżkę? Może powinna wierzyć w sny? Ostatnio śnił jej się Maxi. Był w pięknym świecie. Ona była w pięknym świecie, w którym chciałaby żyć. Może powinna zadzwonić. Nim się zorientowała już wykręciła numer, a w słuchawce rozległ się męski głos. Jego głos mówiący:
- Halo?

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
I jak wam się podobało? Miałam wam napisać 3 rozdziały więcej, więc są. Już kończę pisanie jeśli będzie tu kilka komentarzy napiszę jeszcze jeden rozdział, w którym na 100% będzie ten wyczekiwany konkurs piosenki. Czekam na wasze opinie ;)

wtorek, 29 lipca 2014

Rozdział 9. Podemos-Możemy

Naty               




Była ubrana w długą, zieloną sukienkę w kwiaty. Siedziała nad stawem. Upajała się ciszą i pięknem otoczenia. Wokół niej latały ptaki i motyle. Czuła się niesamowicie. Była szczęśliwa. Świat był taki piękny, taki kolorowy. Nagle usłyszała muzykę. Nie wiedziała skąd dochodzi, ale bez chwili zastanowienia zaczeła tańczyć i śpiewać.
 ¿Ahora, sabes qué?
Yo no entiendo lo que pasa
Sin embargo sé
Nunca hay tiempo para nada
Pienso que no me doy cuenta
y le doy mil una vueltas
Mis dudas me cansaron
ya no esperaré...

Y vuelvo a despertar en mi mundo
siendo lo que soy
Y no voy a parar ni un segundo,
mi destino es hoy
Y vuelvo a despertar en mi mundo
siendo lo que soy
Y no voy a parar ni un segundo,
mi destino es hoy
Nada puede pasar
Voy a soltar todo lo que siento, todo, todo...
Nada puede pasar
Voy a soltar todo lo que tengo
Nada me detendrá


Nic się nie liczyło. Wszystko było piękne. I nagle z cienia wyszedł jakiś chłopak. Maxi. Podszedł i przytulił ją. Chciał coś powiedź, ale... Naty się obudziła. To był sen... Tylko w śnie mogła znaleźć się w pięknej krainie, w której byłaby szczęśliwa. To sen sprawiał, że czuła się szczęśliwa, a gdy się budziła to szczęście było pomieszanie z żalem i smutkiem, że to nie była prawda. Sen jest jak wehikuł, który przenosi cię 
w dowolne miejsce. Sama sobie go nie wybierasz. Musisz zdać się na los i dziękować mu, że przeniosłeś się w to, a nie w inne miejsce, bo mogłeś zobaczyć, doświadczyć czegoś nowego. Nowego uczucia. Czy to był dobry czy zły sen nie ważne, bo to był tylko sen. Sen-iluzja, za którą trzeba dziękować. 


Viola



Wstała z łóżka i jak zwykle po przebudzeniu pomyślałam o Nim, o ich pocałunku. Nadal miała motylki w brzuchu. Nadal o nim myślała i gdy tylko go widziała serce biło jej mocniej. Miłość jest niesamowita.-pomyślała.  Przynosi ci wiele cierpienia, ale i wiele szczęścia. Niesamowite jest to ile jest rodzajów miłości. Każda z nich jest piękna, a każda inna. Postanowiła już nie rozmyślać. Przygotowała się do szkoły. Miała już wychodzić, ale spojrzała na pianino stojące pod ścianą. Kusiło ją tak bardzo, żeby zaśpiewać. W końcu uległa pokusie. Z jej ust wydobyły się pierwsze słowa:


No soy ave para volar
Y en un cuadro no sé pintar
No soy poeta, escultor
Tan sólo soy lo que soy
Las estrellas no sé leer
Y la luna no bajaré
No soy el cielo, ni el sol
Tan sólo soy


Usłyszała znajomy głos. To Leon zaśpiewał dalszy ciąg piosenki. Viola nawet nie zauważyła kiedy wszedł.
Pero hay cosas que sí sé
Ven aquí te mostraré
En tu ojos puedo ver
Lo puedes lograr, prueba imaginar

Podemos pintar colores al alma
Podemos gritar iee eé
Podemos volar sin tener alas
Ser la letra en mi canción
Y tallarme en tu voz.



-Leon co tu robisz?!
-Przyszedłem po swoją dziewczynę
Viola lekko się uśmiechnęła. Lubiła być nazywana jego dziewczyną. Nigdy mi się to nie znudzi. -pomyślała. Leon objął ją i pocałował, a ona odwzajemniła pocałunek.
-A tak na marginesie ślicznie śpiewasz.
-Nie lepiej niż ty.
-Upadłeś na głowę?! To ty śpiewasz lepiej.
-Dobra. Nieważne. Tworzymy zgrany duet.
-Powiem coś bardzo szalonego. Weźmy udział w konkursie. Dopuszczają duety.
-Ja powiem coś jeszcze bardziej szalonego.
Viola popatrzyła na niego pytająco.
-Zgadzam się.
Krzyknęła z radości i zawiesiła się mu na szyję.
-To co śpiewamy?
-Serio? Nie wiesz?
-Leon chwilę pomyślał i powiedział:
-Podemos?
-To piękna piosenka.
Powiedziała i go pocałowała.
-Idziemy do szkoły?
    Viola uśmiechnęła się. Nigdy nie usłyszała milszych słów. Chciała powiedzieć coś, ale się rozmyśliła. Nie wiedziała co. Wzięła go za ręka i powiedziała:
     -Chodźmy
    Pociągnęła go za sobą do drzwi.


    Ludmiła

    Razem z Marco oddaliśmy naszą pracę. Pan Adams miał przyjść na ostatnią lekcję z ocenami naszych prac. Wszyscy chcieli już znać wyniki, ale nie Ludmi. Ona pierwszy raz w życiu chciała przegrać. Przejrzała się w lusterku, co robiła dość często i udała się do łazienki, by poprawić makijaż. Po drodze. Wpadła na nią Fran. Lusterko wypadło z rąk Ludmi i rozbiło się w drobny mak.
    -Oj. Przepraszam nie chciałam.
    - Zobacz co narobiłaś!!!-wykrzyczała Ludmiła
    - Odkupię ci lusterko. Obiecuję.
    -Daruj sobie. Nie chce widzieć cię już więcej!
    - Masz rację. Rozbiłam ci lusterko, doprowadziłam cię do złości. Takich rzeczy się nie wybacza nowym. Tyma bardziej jeśli pochodzą z innego kraju. Jeśli nie chcesz mnie już więcej widzieć, postaram się spełnić twoją prośbę. -powiedziała i odeszła
    Ludmiła dziwnie się czuła. Ostatnie słowa dziewczyny ją zaskoczyły. Zrobiło się jej żal tej dziewczyny. Chciała dać sobie z nią spokój, ale nie potrafiła. A może nie chciała? Pobiegła za dziewczyną. Szukała jej przez chwilę, ale jej nie znalazła. Poprawić makijażu już nie zdążyła, bo skończyła się lekcja. Ostatnia na dzisiaj. Lekcja na, której miała poznać wynik pracy o Hitlerze. W sali już czekał pan Adams.
    - Witajcie! Jak zwykle na początek posumowanie. Poszła wam całkiem dobrze. Zaledwie 1 grupa dostała ocenę niedostateczną.  Gratuję wszystkim, którzy obyli się bez tej oceny. 10% osób dostało oceny dopuszczające. Aż 40% osób dostało oceny dostateczne. 40% osób dostało oceny dobre. 10% osób oceny bardzo dobre i przechodzimy do grup, która mnie zaskoczyła, z której jestem bardzo dumny. Ta grupa dostała nie tylko ocenę celującą, ale i pojedzie na wycieczkę.
    Pan Adamson rozdał pracę i zatrzymał się na środku sali.
    - Proszę pana jeszcze moja i Marco praca. -powiedziała Ludmi
    - Ależ oczywiście. Jedyna jestem z ciebie bardzo dumny pani Ferro.
    Podszedł i uściskał jej rękę.
    - Ale dlaczego?
    Ludmiła chyba wiedziała, dlaczego, ale nie chciała tego przyznać przed samą sobą.
    - Ty i Marco otrzymaliście ocenę celującą. Wasza praca była najlepsza. Gratuluję.
    - Co?! Wybraliśmy najgorszą postać! Hitlera! Jak mógł nam dać pan szóstkę?! -powiedział krzycząc
    - Każda wojna wywołuje duży wpływa na losy świata, a co dopiero światowa. A tak się składa, że Hitler wywołał 2 wojnę światową. Gdyby nie ta wojna, świat obecnie wyglądał by inaczej. Byłby inny. A poza tym twoja praca była oryginalna. Co roku zadaję jednej klasie to wypracowanie. A pracuję tu 25 lat i żadna grupa nie wybrała Hitlera. Jeszcze raz gratuluję i podkreślam, że mnie bardzo zaskoczyłaś.
    Powiedział i położył pracę na ławce Ludmi.
    - Gratuluję. Pojedziecie razem na wycieczka.
    Ludmiła spojrzała na Federico. Wpatrywał się na  nią z wyrazem osłupienia i rozbawienia na twarzy. Dalsza lekcja przebiegała normalnie. Ludmiła nie mogła się na niej skupić. Cały czas myślała o wycieczce, Leonie i jego nowej dziewczynie. Po skończonej lekcji wybiegła na dwór. Na ławce siedziała dziewczyna, która na nią wpadła.


    ------------------------------------------------------------------------------------------------------
    I jest kolejny rozdział. Podoba się? W następnym rozdziale będzie na pewno Naxi i MOŻE konkurs piosenki? Piszcie swoje opinie o tym rozdziale. Chcę wiedzieć co o im myślicie.


    środa, 23 lipca 2014

    Rozdział 8 ,,Żyj pasją, a spełnisz marzenia"

                                           

    Naty


    Wstałam dość późno, bo dopiero około 10. Nie miałam dziś lekcji, bo nauczycielka musiała iść na badania do lekarza. Z tego powodu się jednak cieszyłam. Nie lubiłam jej, ale to akurat mi nie przeszkadzało. Kiedy jest się samotnym przez większość czasu i dusi się w sobie wszelkie uczucia przestaje mieć znaczenie to czy się kogoś lubi czy nie. Nie ma to znaczenia. Twoim jedynym przyjacielem jest samotność. Przyjacielem? Czy tak w ogóle można ją nazwać? Szybko się ubrałam i zeszłam na dół. Na stole leżała karteczka. 

    Natalio, pójdź do pani Fray i daj jej koszyk z kuchni. Dopiero co wróciła ze szpitala, a nasz rodzina wiele jej zawdzięcza, więc pomyślałam, że miło byłoby gdyby dostała od nas mały, słodki upominek. Chyba się ze mną zgodzisz, że zdecydowanie uprzejmiej byłoby gdybyś to Ty jej zaniosła podarek zamiast jednej ze służących. 




    Naty bez namysłu powędrowała do kuchni i wzięła koszyk z jedzeniem. Założyła buty i wyszła na zewnątrz. Światło słoneczne raziło ją w oczy. Tak dawno go nie widziała. Od miesięcy nie wychodziła z domu. Bo po co? Nie miała znajomych, przyjaciół. Wszelkie sprawy na mieście załatwiały służące. Jedyne co jej zostało to samotne spacery, ale po co miały ją dręczyć widoki zadowolonych ludzi, biegających roześmianych dzieci, natury tętniącej życiem? Te wszystkie widoki wytykałyby jej tylko bezgraniczny smutek i pustkę, którą czuła w sercu. Dlaczego inni byli szczęśliwi, a ona nie? Na to pytanie nie znała odpowiedzi, ale tak jej pragnęła jak niczego innego. Może gdyby ją znała udałoby jej się sprowadzić szczęście. Odwrócić wieczny smutek, albo przynajmniej zrozumieć jego sens. Gdy wiesz, że coś ma sens od razu lepiej to znosisz. Niestety nie znała odpowiedzi na to pytanie i nawet nie próbowała jej szukać. Bała się jej, a może bardziej się bała tego, że szukanie tej odpowiedzi wprowadzi ją w jeszcze większy smutek? O ile mógł istnieć większy smutek i żal od tego, który teraz odczuwała. Nie chciała jednak ryzykować. Sprawdzać jaką granicę może osiągnąć smutek. To byłoby dla niej bardzo niekorzystne i sama najlepiej o tym wiedziała. A może smutek nie ma żadnej granicy? Postanowiła nie dręczyć się już tym rozmyślaniem, które nie zaprowadziłoby jej donikąd, a tylko może pogorszyłoby jej stan. Ruszyła w stronę domu pani Fray. Idąc rozglądała się na wszystkie strony, chcąc zapamiętać każdy szczegół otaczającego jej otoczenia, by w czasie śmierci przypomnieć sobie widok pięknego świata na, który tak nie chciała patrzeć. Może wspomnienie wesołej “krainy” sprawiłoby, że jej śmierć byłaby wesoła? Byłaby jedyną rzeczą wesołą w jej życiu? Dlaczego w ogóle myślała o śmierci? Przecież nie śpieszyło jej się na tamten świat, ale nie miałby nic przeciwko, żeby umrzeć. Wiedziała, że to nieuniknione i nie bała się śmierci. Wszystko co po niej bardzo ją interesowało i dawało nadzieję, że kiedyś znajdzie się w świecie choć trochę lepszym niż na tym, w którym się obecnie znajdowała. Z rozmyśleń wyrwał ją głos chłopaka śpiewającego pod drzewem. Ślicznie śpiewała tak jak... wyglądał. Miał ciemne, kręcone włosy i piękne oczy. Chyba brązowe. Naty nigdy nie umiała perfekcyjnie określać kolorów. Znała tylko podstawowe. Znajomość reszty wydawała się jej nie potrzebna. Miał na sobie dżinsy, kolorową bluzkę i bluzę. Na włosach miał czapkę w kolorze pomarańczowym. Grał i śpiewał. Gdy zobaczył, że dziewczyna mu się przygląda podszedł do niej bez chwili wahania.

    -Cześć jestem Maxi-powiedział wyciągając rękę do Naty.

    Przywitała się z nim.
    -A ty jak masz na imię? -spytał
    -Mam na imię Naty.
    -Śliczne imię.
    -Dziękuję. Ja już muszę iść. Nie mam czasu na pogawędki. -powiedziała tak, choć wiedziała, że ma mnóstwo czasu, a jej nigdzie się nie śpieszy. Chciała jednak uniknąć rozmowy. Chłopak był bardzo miły, ale ona nie była przyzwyczajona do rozmów z nieznajomymi. W ogóle nie była przyzwyczajona do rozmów. Jedyną osób, z którą rozmawiała, a raczej wymieniała słowa była jej siostra, Lena. Maxi stanął kolo niej.
    -Powiedziałam, że nie mam czasu na pogawędki.
    -Zdaję się, że idziemy w tą samą stronę. Dokąd właściwie idziesz? Mieszkasz gdzież tu?
    -Nie. Idę do znajomej rodziny. Pani Fray.
    -Dobrze się składa, bo to moja sąsiadka. Będziemy mogli pogadać.
    Zapanowała na krotką chwilę cisza, która przerwał Maxi.
    -Gdzie chodzisz do szkoły?
    -Uczę się w domu. A ty?
    -Chodzę do studia muzycznego. Studia On beat
    -Moja siostra też tam chodzi.
    -Naprawdę? Jak się nazywa?
    -Lena
    -Jesteś siostrą Leny? Nie jesteście zbyt do siebie podobne.
    -To, dlatego, że każda wdała się w innego rodzica. Ja jestem podobna do ojca, a Lena do matki.
    -Ja niestety nie mam rodzeństwa.
    Ich rozmowa się zakończyła kiedy dotarli do domu pani Fray.
    -To ja cię tu zostawiam. -powiedział i wyjął karteczkę i długopis z kieszeni. Na karteczce coś napisał i dał Naty.
    -Zadzwoń do mnie. -powiedział i wszedł do swojego domu.
    Naty zadzwoniła do drzwi. Po chwili w progu stanęła niska, starsza kobieta o brązowych włosach poprzeplatanych siwizną. Ubrana była w długą suknię w kwiaty. Włosy miała związany w kucyka. Uśmiechała się ciepło do Naty.
    -Dzień dobry. Chciałam podziękować w imieniu całej rodziny za wszystko co pani dla nas zrobiła i życzymy powrotu do zdrowia. To dla pani mały podarek. -powiedziała dając kobiecie koszyk.
    -Dziękuję. To bardzo miłe, z twojej, z waszej strony.
    -Nie ma za co. To drobiazg.
    -Wejdź na ciasto i ciepłą herbatkę.
    Naty przyjęła zaproszenia. Pani Fray była bardzo miła. To było dziwne, ale czuła się w jej domu bardzo swojo. Nawet we własnym domu tak się nie czuła. 

    Ludmiła                       



    Siedziała w pokoju z Marco. Pokój miał ciepłe barwy. Ciemny czerwony, jasno brązowy, złoty. Te barwy przeważały w tym pomieszczeniu. 
    - To o kim piszemy? -powiedział Marco 
    - Długo nad tym myślałam i wybrałam. Napiszemy o Hitlerze.
    - O Hitlerze? Zwariowałaś?! Na pewno nie pojedziemy na tą wycieczką. Nie mówiąc o pałach, które dostaniemy.
    - Nie przesadzaj to dobry pomysł. 
    - Wcale nie.
    - Założysz się? Jeśli nasza praca nie okaże się najlepszą spełnię twoje jedno dowolne życzenie. Natomiast jeśli wygramy to ty spełnisz moje. -Ludmiła wiedziała, że wybranie Hitlera było najgorszym pomysłem. Dużo czasu zajęło jej myślenie o osobie, która zagwarantowałaby jej przegraną. Niestety był Marco i jeśli chciała mieć 100% pewność, że ich praca nie będzie najlepsza musiała go przekonać do wybrania osoby najgorszej ze wszystkich możliwych osób. Zakład był jej jedyną deską ratunku. Nie bała się tego co może zażyczyć sobie Marco. Zawsze lubiła ryzyko.
    - Dobrze zakład, ale musisz przysięgnąć, że spełnisz moje życzenie nie ważne jakie ono bybyło.
    - Nie ufasz mi? Może i jest wredna, złośliwa, nikczemna itd. Ale zawsze dotrzymuje umów. Podziękuj za to mojemu tacie, a jeśli to ci nie wystarczy możesz iść do mojego taty jak nie dotrzymam słowa. Wtedy na pewno dostaniesz to co chcesz i to z rekompensatą.  
    - No dobrze, więc mamy zakład.
    - Tak. Bierzmy się już do roboty.

    Francesca


    Fran wróciła zestresowana do domu. Przez jej nieuwagę Marco słyszał jak śpiewa. Z drugiej strony to dobrze. Kochała śpiewać i kiedy tylko to robiła odrywała się od ponurej rzeczywistości. Znajdowała się wtedy w nowym świecie, w którym była tylko ona i muzyka. Nie było żadnych problemów. Była tylko radość i wielka siła, która mówiła jej: Idź spełniać swoje marzenia. Może powinna wziąć udział
     w konkursie? To co, że każdy by ją zobaczył? Nie mogła wiecznie żyć przeszłością, a jeśli chwile z muzyką były tak cenne... Wzięła szybko pamiętnik i zaczęła w nim pisać: 


    Drogi Pamiętniczku! Doszłam do wniosku, że powinnam wziąć udział w konkursie. Nie mogę wiecznie bać się spełniać swoich marzeń. Każda droga zaczyna się od pierwszego kroku, a ja właśnie go robię. Podejmuję decyzję, żeby zaśpiewać przed publicznością.Każdy mnie zauważy, ale co z tego. Najważniejsze, że wyjdę jako ja i zrobię to co kocham, bo chcę spędzić tę chwilę z muzyką. Z moją pasją. ,,Żyj pasją, a spełnisz marzenia"

    ------------------------------------------------------------
    No i jest rozdział. Jak wam się podobał? Czekam na wasze opinie.












    czwartek, 1 maja 2014

    Rozdział 7 "Najważniejszych chwili w życiu się nie zaplanuje"

                                  LUDMIŁA 

    Konkurs? Świetnie śpiewam i zwróciłabym na siebie uwagę, ale... No właśnie mój tata. Co by na to powiedział? Jest przeciwny śpiewaniu, tańcu i ogólnie muzyce. Uważa, że to głupstwo. Według niego powinnam się zajmować tylko rzeczami pożytecznymi. Mi na konkursie zależy. Muszę coś wymyślić. Wiem. Powiem mu, że człowiek renesansu powinien umieć wiele, a później drążyć temat i na 100% mi się uda. Trzeba sobie radzić w życiu. Podszedł do mnie Marco.
    - To co robimy z tym projektem?
    - Jutro po szkole się tym zajmiemy u mnie w domu. -powiedziałam uśmiechnięta
    - A co tobie się stało?
    - Nie rozumiem.
    - Zwykle nie jesteś taka miła.
    - Jestem miła kiedy tego chcę. -powiedziałam i odeszłam. 
    Federico do mnie podszedł.
    -Chciałem ci życzyć powodzenia w projekcie z historii.
    - Nie potrzebnie. Nie o to chodzi, że go nie potrzebuje, bo uważam, że jestem najlepsza. Chociaż tak jest, ale ja wcale nie chce wygrać.
    - Co? Dlaczego? Nie rozumiem cię w ogóle.
    - Nie martw się mnie nikt nie rozumie.
    - Wiesz co intrygujesz mnie.
    - Brawo! Jesteś jedynym, który zamienił strach na ciekawość.
    - Co? Ja się ciebie w cale nie boję, ani nie bałem.
    -Może tak myślisy, ale musisz przyznać, że od początku wiedziałeś, że mogę zniszczyć cię, twoje dobre samopoczucie, aby nic z niego nie zostało.
    - Może i tak, ale nigdy tego nie zrobiłaś.
    - Ale zawsze mogę.
    - Wiem, że w tobie jest trochę dobra, które nie pozwala ci tego zrobić.
    - Tak? A jeszcze nie dawno mówiłeś co innego.
    - Może się myliłem. 
    - Może czy na pewno?
    - Aby wiedzieć czy na pewno musiałbym, więcej dowiedzieć się o tobie.
    - Chcesz się dowiedzieć, więcej o mnie? Na pewno nie odemnie.
    - Dlaczego?
    - Ja tak jak księżyc mam drugą stronę, której nikomu nie pokazuję.
    Powiedziałam i odeszłam.

                                            FEDERICO


     Ludmiła intrygowała mnie co raz bardziej. Każda jej wypowiedź utwierdzała mnie w fakcie, że nie jest taka jak każdy myśli. Było w niej odrobinę, a nawet więcej dobra. Podszedłem do Marco, który był moim dobrym przyjacielem.
    - Cześć. Co myślisz o Ludmile?
    - Co? A co to za pytanie? Odkąd ty się wypytujesz o Ludmiłę? 
    - Wiesz myślę, że jest inna niż za jaką każdy ją ma.
    - Ona chce żebyś tak myślał. To jej plan. Zapewne coś jej zrobiłeś lub nie i chce się zemścić. Radzę ci uważaj na siebie i na nią. 
    - Nie znasz jej to jej nie oceniaj! -nie wiem, dlaczego to powiedziałem niemal krzycząc, ale czułem, że powinienem jej bronić.
    -Jak chcesz, ale mówię ci, że  będziesz miał kłopoty.
    - Może znasz się na wielu rzeczach, ale na ludziach się nie znasz i tak naprawdę nawet  najwybitniejszy naukowiec nie zdoła całkowicie przejrzeć drugiego człowieka. 
    Powiedziałem i odszedłem. Dlaczego inni nie widzą tego co ja w niej widzę?

                                                           VIOLA

    Już było późno, a ja nie byłam gotowa. Może to wydać się dziwne, bo miałam ok. 2h, ale chciałam się zrobić na bóstwo, a przy moim doświadczeniu trochę z tym schodzi. Samo wybranie ubrań zajęło mi 30 min. Założyłam różową sukienkę na ramiączka z białym kołnierzykiem, a do tego beżowe botki. Chciałam zrobić sobie jakąś świetną fryzurę i po ok. 1h zrobiłam ją, ale pomyślałam, że nie mogę się tak wystroić. To byłoby dość dziwne, iść na spacer wyszykowanym jak na wesele. Wróciłam, więc do dawnej,  zwyczajnej fryzury. Zrobiłam sobie lekki makijaż i zjadłam coś na szybko. Nagle rozległ się dzwonek do drzwi. Otworzyłam. To był on, a w ręku miał czerwone tulipany.
    -Hej! Ładnie wyglądasz. Mam coś dla ciebie.
    Powiedział i dał mi kwiaty.
    - Są śliczne. Dziękuję
    Wzięłam bukiet, włożyłam go do wazonu i wyszłam z domu. Szliśmy alejką na, której kwitnęły piękne kwiaty. 
    - Niezłą trasę sobie wybrałeś.
    - Wiem. Jestem mistrzem wyborów.
    - Jesteś też bardzo skromny.
    - Wiem. Jestem ideałem.
    Nic nie odpowiedziałam tylko się zaśmiałam.
    Przez całą drogę rozmawialiśmy... Głównie to Leon mówił. Opowiadał różne zabawne historie z dzieciństwa. Opowiadał je bardzo szczegółowo. Były bardzo zabawne. Najśmieszniejsza była o czekaniu na UFO. Klika godzin, a tyle się zdarzyło. Leon miał bardzo fajnie dzieciństwo. Niestety ja takiego nie miałam, ale cóż nie warto myśleć o przeszłości. Była już 20. Krótki spacer przerodził się w długie, ale niesamowite przechadzanie się alejkami. W dobrym towarzystwie niestety czas szybko mija, ale nie uważam go za stracony. Czarne chmury gromadziły się na niebie i zaczął wiać mocny wiatr. Szliśmy w stronę domu.
    Zatrzymaliśmy się nad jeziorem. Patrzyliśmy na zachód słońca i zaczął padać deszcz. 
    - Czy tobie przypadkiem nie jest zimno? -spytał i założył na mnie swoja kurtkę.
    - Dzięki. powiedziałam i uśmiechnęłam się do niego. 
    Patrzyliśmy sobie w oczy nasze usta były coraz bliżej. Wiedziałam, że teraz nastąpi ta chwila. Mój pierwszy pocałunek. Od zawsze wyobrażałam go sobie  trochę inaczej. Chciałam, żeby było to w alei zakochanych, która jest dużo dalej niż mój dom. Chciałam aby w tle grała muzyka. Najlepiej Nuestro Camino lub Podemos i żeby to było w jesień. Świat wtedy jest piękny, jest pełen kolorów. Zachód słońca i piękna pogoda. Tak to sobie wyobrażałam, ale cóż najważniejszych chwili w życiu się nie zaplanuje. One przyjdą same. I w końcu nasze usta się zetknęły. Pocałunek był cudowny. To była najcudowniejsza chwila w moim życiu, które teraz będzie wyglądało trochę inaczej.


    .......................................................................................................................................................
    No i jest pierwszy pocałunek Leonetty, a kto wie może ich będzie więcej... Przepraszam, że rozdział dopiero teraz, a miał być najpóźniej w niedzielę, ale nie miałam weny. W tamtym tygodniu jeszcze przyjechała moja 3-letnia siostra i się nią zajmowałam, a do tego miałam urodziny i piękna pogoda, że grzechem byłoby nie skorzystać. Podobał wam się rozdział? Nie za bardzo umiem pisać romantyczne scenki. Pierwszy pocałunek Leonetty napisałam najgorzej jak to możliwe. :/  Zapraszam do komentowania ;)


                                                 


    środa, 23 kwietnia 2014

    Rozdział 6 "Jestem dobrym startegiem"

                                         Violetta

    Obudziłam się. Spojrzałam na zegarek. Była 8:40.
    - Zaspałam!!!
    Wstałam jak poparzona. Pobiegłam szybko do łazienki. Umyłam się i szybko uczesałam włosy. Pobiegłam do szafy i wyjęłam z niej pierwsze lepsze ubranie. Było to różowa, pastelowa spódnica. Wzięłam szybko białą bluzkę. Założyłam beżowe buty na koturnie i zrobiłam szybki makijaż. Wyszłam z domu.
    - W życiu nie dojdę do szkoły w tak krótkim czasie. -powiedziałam sama do siebie.
    Nagle zobaczyłam jakiegoś chłopaka, który jechał na motorze. To był Leon. Zatrzymał się i uśmiechnął się do mnie. Miał śliczny uśmiech.
    - Podwiesić cię? -spytał
    Popatrzyłam się na motor.
    - Na tym? Chyba żartujesz.
    - Jeżeli nie pojedziesz ze mną spóźnisz się.
    - Wole się spóźnić niż jechać tym. Mój brat miał niedawno wypadek na motorze i nie chcę być następna.
    - Nie każdy jeździ jak twój brat. Nie musisz się bać.
    - Wolę nie ryzykować.
    - Nie ufasz mi?
    - Dobra pojadę z tobą, ale mnie nie zabij.
    - Przyrzekam włos ci z głowy nie spadnie.
    Wsiadłam na motor i ruszyliśmy. Mocno go obejmowałam. Trochę się bałam. A mu chyba podobało się to. W krótkim czasie znaleźliśmy się pod szkołą. Byliśmy w samą porę.
    - Dotrzymałem słowa. Włos ci z głowy nie spadł.
    - Dzięki. Gdyby nie ty nie zdążyłabym. -powiedziałam i pocałowałam go w policzek.
    - Nie ma za co. A właściwie jest. Musisz mi się odwdzięczyć.
    - Co? -powiedziałam ze zdziwieniem.
    - Dzisiaj pójdziesz ze mną na spacer o 18:00. Zgadzasz się?
    - A mam inne wyjście. -powiedział uśmiechając się.
    - Przyjdę po ciebie.
    - A znasz adres?
    - Nie, ale mi podasz. To dalsza część rewanżu.
    Zaśmiałam się. Na lekcji dam ci adres, a teraz choć, bo się spóźnimy. Poszliśmy na lekcję.

                                       LUDMIŁA

    Lekcja z panem Adamsem to koszmar. Jak ja nie lubię historii.  
    - Nieuki będziecie musieli  zrobić w tym tygodniu projekt z historii. Będziecie musieli go zrobić to w parach.
    Jedna dziewczyna podniosła ręka.  
    Zapewne chciała wybrać sobie osobę, z którą będzie robiła projekt. Pan Adamson spojrzał się na nią i powiedział:
    -Pary ja wybiorę. 
    Nikt nie był z tej decyzji zadowolony. Nic dziwnego, pan Adamson nie wybierał najlepszych par. Jednak mi to nie groziło. 
    - Ludmiła będziesz z Federico.
    - Tak! Tak! Dziękuję panu! -powiedział uśmiechając się szeroko. 
    - Zmieniłem zdanie. Będziesz z Marco.
    - Co?  Tylko nie to! -powiedziałam z żalem. 
    Pan Adamson nic nie odpowiedział i dalej łączył w pary.
    - Wasz temat to: Opisz jedną postać historyczną, która twoim zdaniem miała największy wpływa na losy świata. Napisz, dlaczego tak uważasz. Oceniam także wybór postaci. Grupa, której praca będzie najlepsza dostanie ocenę celującą i pojedzie z klasą pani Watson do muzeum historycznego. 
    Ja nie chcę jechać do muzeum. W klasie panny Watson jest Leon i ta Violetta. A ja ich nie chcę wiedzieć. Na szczęście dostanie 6 mi nie grozi, ale wolę nie ryzykować. Wybiorę najgorszą z możliwych osób. 
    Lekcja się skończyła. Wyszłam z sali. Na przerwie zatrzymał mnie Federico.
    - To już się na mnie nie gniewasz?
    - Dlaczego tak sądzisz? 

    - Bo bardzo się cieszyłaś z tego, że możesz być ze mną w grupie. 
    - Nie. To było zaplanowane. Nie chciałam być z tobą, więc udałam, że się cieszę, że jestem z tobą, abym została przydzielona do grupy z kimś innym. Rozumiesz?
    - Tak. 
    - Ja tylko jestem dobrym strategiem. W życiu trzeba wykazać się umiejętnością walki.
    Odeszłam. Nie chciałam gadać z tym Włochem. 

     


                                                            FRANCESKA

    W szkole wcale nie jest tak źle. Myślałam, że będzie gorzej. Jedna rzecz mi tylko przeszkadza, a jest nią to, że Violetta i Camila chcą się zemną zaprzyjaźnić. Kiedyś może bym się cieszyła, ale teraz wszystko czego potrzebuję to samotność. Dopiero w samotności człowiek może być sobą. No i jest jeszcze jedna rzecz, której się obawiam, a jest nią miłość. Nie chcę się znowu w kimś zakochać. Po co? Miłość przynosi tylko ból, więc po co cierpieć? Nagle rozległ się głos przez radiowęzeł.
    - Drodzy uczniowie! Szkoła organizuje po raz pierwszy konkurs śpiewu. Każdy może wziąć w nim udział. Możecie wybrać dowolną piosenkę. Może być ona zaśpiewana po innym języku np. po angielsku. Przewidziane są trzy miejsca i nagrody za zdobycie ich. Zgłaszajcie się u wychowawcy. -powiedziała dyrektorka.
    Ja nawet ładnie śpiewam, ale gdybym zaśpiewała cała szkoła by mnie zobaczyła, a tego nie chciałam. Wolę być szarą myszką, którą zna tylko własne klasa. Podeszła do mnie Viola i Camila. 
    - Ale fajnie! Konkurs!!! Szkoda tylko, że ładnie nie śpiewam. -powiedziała Camila
    - Ja czasami śpiewam, ale nie nadaję się do konkursu. -powiedziała Viola
    - A ty bierzesz udział w konkursie? -spytała Camila
    - Co? Ja? Chyba żartujecie. Ja nawet nie lubię śpiewać. -powiedziałam niepewnie. 
    - Dj idzie! Lecę. Poradzicie sobie beze mnie. 
    - Dlaczego tak mało się odzywasz? Coś nie tak z nami?
    - Nie. Po prostu czasami nie ma się nic do powiedzenia.
    -  A jak tam było we Włoszech opowiadaj?
    - O niektórych rzeczach lepiej nie opowiadać.
    - Dlaczego? Było ci tam źle?
    - Nie. Było świetnie. Mój świat był pełen kolorów, radości, przyjaźni, marzeń, pasji. Każdy człowiek, aby zbudować sobie tak piękny własny świat musi włożyć w to wiele siły i chęci, ale kiedy on runie nic po nim nie zostaje. Cała twoja siła, którą włożyłaś w zbudowanie go zniknęła i nie masz siły by odbudować sobie ten świat. 
    - Nie rozumiem
    - Prosty człowiek, który nie doznał  prawdziwego smutku i cierpienia nigdy tego nie zrozumie. 
    Powiedziałam i odeszłam, a potem męczyłam się myślą, że może za dużo jej powiedziałam.
     


    ------------------------------------------------------------------------------------------------------- 
     Dziś dość krótki rozdział, ale poprzedni był strasznie długi. Cieszycie się, że jest leonetta? Ja wolę pisać o Fedemile. Dziękuję za 5 komentarzy pod poprzednim opowiadaniem. Mam nadzieję, że tu również będzie tyle. Niedawno wygrałam w konkursie na Bravo płytę Lodo. Tematem tego konkursu było opisanie jakby wyglądał twój wymarzony świat. Mogę wam pokazać co napisałam. Jeżeli będzie tu min. 5 komentarzy wstawię swoją pracę konkursową. W komentarzach piszcie czy chcecie ją zobaczyć. Gimnazjaliści piszą testy, więc mam wolne, więc myślę, że następny rozdział będzie jeszcze w tym tygodniu. Co myślicie o opowiadaniu? 

        



                                                             

    niedziela, 20 kwietnia 2014

    Rozdział 5. Lepiej być władcą niż poddanym

                                 FRAN

    Założyłam czarną sukienkę w białe groszki i czarne balerinki. Zrobiłam lekki makijaż podkreślający moje oczy. Uczesałam włosy. 
    - Śniadanie. -rozległ się głos mojej mamy.
    Posłusznie zeszłam na dół. Zjadłam  śniadanie nie odzywając się nawet słowem. Moi rodzice usiłowali ze mną porozmawiać. Dopiero po zjedzeniu posiłku powiedziałam:
    - Muszę iść dziś do szkoły?
    - Oczywiście słonko. Dlaczego miałabyś nie iść? -powiedziała moja mama
    Milczałam nie wiedziałam co powiedzieć.
    - Czego się boisz? - tym pytaniem mama mnie zaskoczyła, ale chyba było słuszne. Faktycznie czegoś się bałam. I to coś nie pozwalało mi normalnie funkcjonować.
    - Ja się niczego nie boję. -powiedziałam niepewnie i powoli. Moja mam niestety zauważyła moją niepewność. Wiedziała, że skłamałam i powiedziała:
    - Mówienie, że się nie boimy jest największym kłamstwem na świecie. Nie warto zgrywać odważnej. Każdy się czegoś boi. Nie ma ludzi nieustraszonych. Trzeba się odważyć otworzyć przed ludźmi i wyjawić im swoje lęki, a wtedy szybciej, łatwiej znikną.
    Wstałam i powiedziałam:
    - Ale ja się nie boję. Nie wierzysz mi?
    - Po tym co chciałaś zrobić trudno ci uwierzyć.
    - Uważasz, że nie umiem powiedzieć prawdy?
    - Nie. Po prostu jesteś strasznie zamknięta w sobie i wszystkie swoje lęki, żale, smutki tuszujesz nie mówiąc nikomu nic. Daj sobie pomóc.
    - Ja nie potrzebuje pomocy.
    Powiedział i wyszłam z kuchni. Poszłam do pokoju, wzięłam pamiętnik i zaczęłam pisać.

     Drogi pamiętniczku:

    Wszystko co powiedziała moja mam to prawda. Niestety moje życie nie jest kolorowe. Ciągle muszę udawać. Nikt nie może wiedzieć co czuje. Tak będzie łatwiej, szybciej i lepiej. Przynajmniej tak mi się zdawało, a teraz sama nie wiem... Człowiek jest największą zagadką. Poznać samą siebie. Jaka to trudna sztuka. Nielicznym to się udaje. Do tego potrzeba dużo siły, której ja nie mam. Niestety... Nigdy siebie całkowicie nie poznam i już nikomu nie pokażę jaka jest prawdziwa ja. Moja wiara w miłość  przestała istnieć. Nie wierzę w nią. Jest fałszywa i krótka. Tak wiele przynosi bólu, rozczarowań, a dla osoby, która naprawdę kochała tą drugą rozstanie to koniec świata. Już nigdy nic nie będzie takie same. Dawna ja znikła. Zmieniła się na gorsze, ale przez kogoś. Ja się do tego nie przyczyniłam. To wszystko jego wina...

    Usłyszałam pukanie. Zamknęłam pamiętnik.
    - Mogę wejść.
    - Tak
    Uśmiechnęłam się do matki.
    - Zbieraj się. Za chwilę jedziesz do szkoły, a my do pracy.
    - Tak szybko udało wam się ją znaleźć?
    - Tak. Ciocia Melania nam ją załatwiła. Zapomniałaś?
    - Wyleciało mi z głowy.
    - Zejdź na dół. Zaraz jedziemy.
    - Za chwilę zejdę.
    - Na pewno wszystko w porządku?
    - Tak. Wszystko jest świetnie. Jestem wesoła jak zawsze.
    Moja mam nic nie odpowiedziała i wyszła z pokoju. Wreszcie mogą odetchnąć z ulgą i nie zmuszać się do uśmiechania.

    Nieszczery uśmiech nie jest piękny, ale trudny. Szczególnie wtedy kiedy jesteś bardzo smutna i nie masz ani jednego powodu do bycia szczęśliwą. 

    Te słowa zapisałam w pamiętniku przed wyjściem z pokoju. Zamknęłam pamiętnik i zeszłam na dół. Pojechałam z rodzicami do szkoły.
    - Jesteśmy na miejscu -powiedział tata
    Wysiadłam z samochodu.
    - Trzymaj się słonku. Gdyby coś się działo dzwoń natychmiast. Miłego dnia. -powiedziała moja mama, która się teraz bardzo o mnie martwi. Ona bardzo mnie kocha. Ja to wiedziałam. W jej słowach było tyle miłości
    i ciepła, którego może trochę potrzebowałam. Byłam już przed drzwiami budynku. Wzięłam głęboki oddech
    i przeszłam przez nie. Starałam się zejść każdemu z drogi, ale trochę mi to nie wyszło. Wpadłam,
    a właściwie to ona  wpadła na mnie. Była to ruda dziewczyna. Widać było, że jest pełna energii. Uśmiechała się od ucha do ucha. Miała na sobie kolorową tunikę i krótkie niebieskie shorty, a do tego sandały.
    - Przepraszam. Zagapiłam się. -powiedziała z szerokim uśmiechem
    - Nic się nie stało. -powiedziałam oschło
    Chciałam się wycofać i zejść jej z drogi, ale mi nie pozwoliła. Prowadziła dalej rozmowę.
    - Jestem Camila. Dla przyjaciół Cami. A ty? Nie wiedziałam cię tu wcześniej. A znam całą szkołę. Naprawę całą.
    Zaśmiałam się cicho i lekko się uśmiechnęłam. Nie chciałam tego, ale to było silniejsze odemnie. Ona rozśmieszyła mnie.
    - Ja dopiero tu przyjechałam, a właściwie przyleciałam. 
    - Nie jesteś z tego kraju? To skąd jesteś? Z Brazylii, Chile?
    - Nie. Ja nie jestem z Ameryki Południowej. Jestem z drugiego końca świata. Z Włoch. I nie chciałam tu przylecieć. -powiedziałam niezwykle spokojnie, delikatnie i czuło. Odeszłam nie mówiąc mojego imienia. Ona była dość zdziwiona, zaskoczona, a przynajmniej na taką wyglądała. Zadzwonił dzwonek na lekcje. Weszłam do klasy, w której miałam zajęcia. Usiadłam w pierwszej ławce, a Cami siedziała za mną. Do klasy weszła nauczycielka. Spojrzała na mnie i powiedział:
    - Poznajcie nową uczennicę. Przyleciało do nas prosto z Włoch.
    Każdy się na mnie patrzył.
    - Francesca wstań. -powiedziała trochę ściszonym głosem nauczycielka.
    Posłusznie wstałam.
    - Mam nadzieję, że przyjmiecie ją miło.
    Usiadłam na swoim miejscu. Przez całą lekcję siedziałam cicho nie zwracając na siebie zbytniej uwagi. Lekcja się skończyła. Na przerwie podeszła do mnie Camila i dziewczyna, która siedziała z nią w ławce.
    - Hej! Jestem Viola. A ty jesteś Francesca. Tak?
    - Tak. To ja.
    - Miło cię poznać. -powiedziała i podała mi rękę.
    - A my się już znamy. Dlaczego się nie przedstawiłaś? -powiedziała Camila jak zwykle z uśmiechem.
    - Po prostu zapomniałam. Trochę mnie zagadałaś.
    - Nie gadam wcale aż tak długo. Prawda Viola?
    - Nie ty wcale nie gadasz długo. Gadasz bardzo długo. Jesteś bardzo rozgadana.
     Zaśmiałam się.
    - Dlaczego się tak właściwie przeprowadziłaś? -spytała Viola
    Chwilę się zastanowiłam. Chciałam wymyślić jakąś dobrą wymówkę. Powiedziałam:
    - Moi rodzice znaleźli tu lepszą pracę i się niestety musieliśmy przeprowadzić.
    - Zostawiałaś wszystko we Włoszech. Pewnie trochę ci jest smutno. -powiedziała Cami
    - Tak. Komu by nie było? Przeprowadzić się na drugi kontynent i zostawić swoich przyjaciół.
    - Ale tu masz nas. -powiedziała energicznie Camila
    - Tak. Może się jeszcze dobrze nie znamy, ale spróbujemy ci zastąpić włoskich przyjaciół. Przyjaźni nigdy za dużo. -powiedziała Viola.
    Wymusiłam uśmiech na twarzy. Powinnam się cieszyć, ale nie potrafiłam. Nie chciałam tu znajdywać przyjaciół. Nie potrafiłabym się otworzyć. Cały czas musiałabym grać kogoś innego, a tego nie chciałam. Niestety... Stało się co się stało. Muszę podjąć to wyzwanie. Może się uda. Co ja mówię? Uda się okłamywać wszystkich w okół siebie, udawać, że nic się nie stało. To się nie uda na dłuższą metę, ale muszę spróbować. Nie mam innego wyjścia.

                                  LUDMIŁA

    Lekcje się już skończyły. Musiałam teraz odbyć karę. Miałam sprzątać sale z jakimś chłopakiem. Nie wiedziałam kto to. Zżerała mnie ciekawość. Weszłam do sali do, której kazano mi przyjść. Miałam na sobie różową sukienkę na ramiączka i różowe szpilki. Chciałam zrobić na wszystkich wrażenie i się udało. W sali był Federico. Chodzi ze mną do klasy. Nie przepadam za tym Włochem.
    - Ludmiła? Ty? Nie wierzę? -powiedział śmiejąc się
    - A ty to co? Nie jesteś taki święty za jakiego się uważasz jeżeli tu jeste.
    - Ja się za świętego nie uważam, ale w porównaniu z tobą to faktycznie nim jestem.
    Po tych słowach zrobiło mi się przykro. Inni sądzą, że nie mam uczuć, że nic nie czuję. A tak nie jest. Jestem wrażliwa, potrafię kochać i współczuć innym. Nie ocenia się człowieka jeśli się go nie zna. Nikt nie zna mnie całkowicie. Nikt nie wie co tak naprawdę czuję i myślę. Nie dałam po sobie poznać, że jestem zasmucona jego poprzednimi słowami i powiedziałam:
    - A jednak coś zbroiłeś. Co to było?
    - Ciekawość to pierwszy stopień do piekła. Nie mówili ci.
    - Gdyby nie ludzka ciekawość wszystko byłoby inne. Ludzie nie wiedzieliby tego czego wiedzą teraz, więc jeżeli ciekawość to pierwszy stopień do piekła to wszyscy ludzie są właśnie tam. -powiedział bardzo pewnie.
    On dziwnie na mnie spojrzał. Nie wiedział co powiedzieć zatkało go. Do sali weszła woźna. Przyniosła mop, wiadro z wodą, płyn do okien, ścierki i chustki do mycia drewnianych mebli.
    -  Macie umyć całą podłogę, wszystkie meble i okna w tej sali. Gdy skończycie przyjdźcie do mnie. Ja sprawdzę czy wszystko lśni i wtedy będziecie mogli wrócić do domu. Zrozumieliście?
    - Tak. -powiedzieliśmy równocześnie
    Woźna wyszła.
    - Ja umyję meble, a ty okna i podłogę. -powiedział Fede
    - Dlaczego ty masz decydować?
    - Dobra ty zdecyduj. Mi jest wszystko jedno.
    - Ja umyję okna i podłogę, a ty umyjesz meble. 
    - Przecież to właśnie powiedziałem.
    - Ale to ja decyduje, a nie ty.
    - Nie zniosłabyś faktu, że będziesz robiła to co ja powiedziałem.
    - Lepiej być władcą niż poddanym. 
    Wzięłam płyn do mycia okien i 2 ścierki, i zaczęłam myć okna. Było strasznie cicho. Nie odzywaliśmy się do siebie. Po 5 minutach tej ciszy powiedział:
    - Byłem na zajęciach dodatkowych. Potknąłem się i zrzuciłem niechcący kwiatka. Pech chciał, że akurat mieliśmy z panem Adamsem. On jest dość surowy i kazał mi odbyć karę. A ty?
    Byłam dość zaskoczona wyznaniem Federico. Nie sądziłam, że będzie chciał mi to powiedzieć.
    - Gdy się przerwa skończyła wyszłam na chwilę na dwór. Nauczycielka musiała uznać to za ucieczkę.
    - Nie wierzę ci.
    - To mi nie wierz. Powiedziałam ci prawdę. To  twoja sprawa czy zechcesz w nią wierzyć czy nie. Jeśli nie uwierzysz nigdy nie poznasz prawdy jeśli jedyną odrzuciłeś. Ludzie są gotowi wierzyć we wszystko, tylko nie w prawdę.  -powiedziałam trochę podnosząc głos.
    - Trudno uwierzyć komuś takiemu jak ty.
    - Takiemu jak ja? Czyli jakiemu?
    - Sama najlepiej wiesz jaka jesteś, a ja nie jestem taki, żeby ci wytykać twoje wady.
    - Każdy ma wady czy tego chcesz czy nie. -jeszcze bardziej podniosłam głos.
    - Tylko w tym problem, że ty masz ich za dużo.
    - Najłatwiej jest oceniać ludzi. 
    - Wiele rzeczy jest łatwych.
    - Nie oceniaj mnie, bo nie znasz mnie w ogóle. Oceniając mnie w ten sposób sam sobie psujesz opinię
     w moich oczach.
    - A co mnie obchodzi twoja opinia.
    - A co mnie obchodzi opinia całego świata! Robię co chcę, bo to jest moje życie! To jaka jestem jest tylko moją sprawą.
    - Tak nie zdobędziesz przyjaciół.
    - Ja ich nie potrzebuje. Nie potrzebuję nikogo. Jestem samowystarczalna.
    - Jak chcesz. Jak wolisz mieć wrogów to proszę bardzo.
    - Za co ty mnie tak bardzo nie lubisz? -powiedziałam ostro
    - Bo jesteś fałszywa, kłamliwa, niemiła, podstępna. Mam wymieniać dalej?
    - Nie tyle mi wystarczy.  Ja jeszcze nic nie powiedziałam złego o tobie, a to przecież  ja jestem ta zła.
    On nic nie odpowiedziałam. Byłam wściekła na niego. Jak on może mi wytykać moje wady? Przecież sama je znam. Jak on może mnie oceniać jeśli w ogóle mnie nie zna? Zostało mi do umycia jeszcze jedno okno. Obejrzałam się żeby zobaczyć co robi Fede. Siedział.
    - Dlaczego nie sprzątasz?
    - Skończyłem to co miałem zrobić.
    - To może umyłbyś podłogę. Będzie szybciej. 
    - Przecież jesteś samowystarczalna.
    - Dużo ludzi się mnie boi, obawia. Jestem silna. Wiesz, dlaczego mam taką siłę?
    - Bo wykorzystujesz ludzkie słabości?
    - To też, ale ludzkie słabości trzeba najpierw poznać, a aby to zrobić nie potrzebny jest tylko spryt, ale także siła. Człowiek boi się silniejszego człowieka od siebie, bo nie wie czego może się po nim spodziewać. To on ma wszystkie karty w dłoni.Ty nie masz żadnej. Dlaczego mam taką siłę?
    - yyy. Nie wiem.
    - Tak jak każdy człowiek upadam, ale mi nikt nie podaje ręki. Nie ma kogoś takiego kto by to zrobił, więc się sama podnoszę. Na początku jest trudno, ale później jest coraz łatwiej. Za każdym razem gdy się podnoszę, podnoszę się silniejsza. -powiedziałam patrząc mu prosto w oczy.A potem wróciłam do przerwanej czynności.

                                        FEDE

    Zrobiło mi się trochę przykro. Nie powinienem  być taki dla niej. Wziąłem mop i wziąłem się za mycie podłogi. Nie spodziewałem się takiej rozmowy. Trochę mi jej szkoda. Jest trochę inna niż mi się wydawało, a ja się nie popisałem. Może jednak jest inna. Może nie ma serca z kamienia. Trochę jej współczułem, było mi jej żal i trochę ją podziwiałem. Miałem zmieszane uczucie i myśli na jej temat. Nie wiedziałem co
    o niej myśleć. Jedno jednak wiedziałem. Ludmiła nie jest do końca taka jak się innym wydaje.
    - Skończyłeś? -powiedziała
    - Tak.
    - To idę po woźną. Nie wytrzymam z tobą ani minuty dłużej.
    - Poczekaj.
    - Czego chcesz?
    - Przepraszam. Nie powinienem tak o tobie mówić.
    - Wiesz co nie potrzebuję twoich przeprosin. -powiedziała i odeszła
    Przyznam, że nie spodziewałem się takiej odpowiedzi, ale cóż trzeba być przygotowanym na wszytko. Nigdy nie wiadomo kogo spotkamy na swojej drodze. Po chwili przyszła blondyna z woźną. Woźna obejrzała dookoła dokładnie salę i powiedziała:
    - Świetnie się spisaliście. Możecie już iść do domu.
    - Nareszcie! -krzyknęła pełna radości, a woźna na nią dziwnie popatrzyła.
    - Do widzenia. -powiedziała i odeszła szybkim krokiem.

                                            Naty 

    Był już wieczór. Cała rodzina była w domu. Siedziałam przy oknie w moim pokoju. Niebo było bezchmurne, pełne gwiazd. Nagle zgasły wszystkie światła. Prąd najwyraźniej wyłączyli. Ta ciemność jednak mi nie przeszkadzała. Cały czas czułam się jakbym była w ciemności. Niewidzialna, sama po prostu w ciemności. 
    Po jakimś czasie przyszła Lena. Przyniosła świeczkę, postawiła ją i zapaliła.
    - Dobrze się czujesz? -spytała
    - Tak.
    - Zostałabym z tobą, ale muszę poćwiczyć jeszcze piosenkę.
    Nic nie odpowiedziałam tylko się uśmiechnęłam.  Lena wyszła. Popatrzyłam chwilę na niebo. Było takie piękne. Tyle było na nim gwiazd. Każda była wyjątkowa. Każda miała swój blask, który ukazywał się ludziom. Były jak sławne piosenkarki, aktorki. Każdej nocy pokazywały ludziom swój blask, swoje możliwości. Były w różnych odległościach od siebie, ale żadna nie była sama. Prawie żadna. Mój wzrok dostrzegł gwiazdę, która była z dala od innych. Była mniejsza i jej blask był bledszy, znacznie mniej zauważalny. Gdybym dokładnie się nie przyjrzała możliwe, że bym jej nie dostrzegła. Doskonale mogłam sobie wyobrazić jak czuła się ta gwiazda. Sama, nic nie znacząca, gorsza od wszystkich innych pod każdym względem. Nie mogłam powstrzymać łzy. Byłam sama w swoim życiu, ale sobie radziłam. Musiałam... Nagle ujrzałam spadającą gwiazdę. Pomyślałam życzenie: Chcę aby moje życie się zmieniło, chcę mieć przyjaciela kogoś komu mogę zaufać i nie muszę się go bać. Pomyślałam życzenie chociaż
     i tak wiem, że się nie spełni. Chyba każdy za  każdym ra­zem, pat­rząc na spa­dająca gwiazdę, myśli  marze­nie. Nasz realizm nie poz­wa­la wie­rzyć, że się spełni, ale i my i tak myśli­my życze­nie. Chce­my choć przez chwilę poczuć się jak w bajce. Zapaliło się światło. Włączyli prąd. Musiałam zgasić świeczkę. To dziwne, ale sprawia mi przykrość to, gdy muszę świecę zgasić. Mam wrażenie, jakbym przerywała jej życie.  Jakby coś nagle się skończyło, a nic już się nie miało zacząć. Jakbym w sobie coś zgasiła. Czuję się wtedy jakbym straciła do końca nadzieję. Nie wiem, jak to wytłumaczyć. Popatrzyłam się na nią jeszcze chwilę, a potem z wielkim bólem ją zgasiłam.

    -------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
    I jak? Podoba wam się? Macie Fedemiłę. Choć trochę dziwnie się zaczyna. Miecie też trochę akcji z Fran. Chyba już się domyślacie, dlaczego chciała odebrać sobie życie. Proszę jeżeli to czytacie to zostawcie komentarz. Bardzo mi zależy na waszej opinii. Napiszcie co piszę źle, a co dobrze. Za każdy komentarz dziękuję. Następny rozdział najpóźniej w piątek.