niedziela, 20 kwietnia 2014

Rozdział 5. Lepiej być władcą niż poddanym

                             FRAN

Założyłam czarną sukienkę w białe groszki i czarne balerinki. Zrobiłam lekki makijaż podkreślający moje oczy. Uczesałam włosy. 
- Śniadanie. -rozległ się głos mojej mamy.
Posłusznie zeszłam na dół. Zjadłam  śniadanie nie odzywając się nawet słowem. Moi rodzice usiłowali ze mną porozmawiać. Dopiero po zjedzeniu posiłku powiedziałam:
- Muszę iść dziś do szkoły?
- Oczywiście słonko. Dlaczego miałabyś nie iść? -powiedziała moja mama
Milczałam nie wiedziałam co powiedzieć.
- Czego się boisz? - tym pytaniem mama mnie zaskoczyła, ale chyba było słuszne. Faktycznie czegoś się bałam. I to coś nie pozwalało mi normalnie funkcjonować.
- Ja się niczego nie boję. -powiedziałam niepewnie i powoli. Moja mam niestety zauważyła moją niepewność. Wiedziała, że skłamałam i powiedziała:
- Mówienie, że się nie boimy jest największym kłamstwem na świecie. Nie warto zgrywać odważnej. Każdy się czegoś boi. Nie ma ludzi nieustraszonych. Trzeba się odważyć otworzyć przed ludźmi i wyjawić im swoje lęki, a wtedy szybciej, łatwiej znikną.
Wstałam i powiedziałam:
- Ale ja się nie boję. Nie wierzysz mi?
- Po tym co chciałaś zrobić trudno ci uwierzyć.
- Uważasz, że nie umiem powiedzieć prawdy?
- Nie. Po prostu jesteś strasznie zamknięta w sobie i wszystkie swoje lęki, żale, smutki tuszujesz nie mówiąc nikomu nic. Daj sobie pomóc.
- Ja nie potrzebuje pomocy.
Powiedział i wyszłam z kuchni. Poszłam do pokoju, wzięłam pamiętnik i zaczęłam pisać.

 Drogi pamiętniczku:

Wszystko co powiedziała moja mam to prawda. Niestety moje życie nie jest kolorowe. Ciągle muszę udawać. Nikt nie może wiedzieć co czuje. Tak będzie łatwiej, szybciej i lepiej. Przynajmniej tak mi się zdawało, a teraz sama nie wiem... Człowiek jest największą zagadką. Poznać samą siebie. Jaka to trudna sztuka. Nielicznym to się udaje. Do tego potrzeba dużo siły, której ja nie mam. Niestety... Nigdy siebie całkowicie nie poznam i już nikomu nie pokażę jaka jest prawdziwa ja. Moja wiara w miłość  przestała istnieć. Nie wierzę w nią. Jest fałszywa i krótka. Tak wiele przynosi bólu, rozczarowań, a dla osoby, która naprawdę kochała tą drugą rozstanie to koniec świata. Już nigdy nic nie będzie takie same. Dawna ja znikła. Zmieniła się na gorsze, ale przez kogoś. Ja się do tego nie przyczyniłam. To wszystko jego wina...

Usłyszałam pukanie. Zamknęłam pamiętnik.
- Mogę wejść.
- Tak
Uśmiechnęłam się do matki.
- Zbieraj się. Za chwilę jedziesz do szkoły, a my do pracy.
- Tak szybko udało wam się ją znaleźć?
- Tak. Ciocia Melania nam ją załatwiła. Zapomniałaś?
- Wyleciało mi z głowy.
- Zejdź na dół. Zaraz jedziemy.
- Za chwilę zejdę.
- Na pewno wszystko w porządku?
- Tak. Wszystko jest świetnie. Jestem wesoła jak zawsze.
Moja mam nic nie odpowiedziała i wyszła z pokoju. Wreszcie mogą odetchnąć z ulgą i nie zmuszać się do uśmiechania.

Nieszczery uśmiech nie jest piękny, ale trudny. Szczególnie wtedy kiedy jesteś bardzo smutna i nie masz ani jednego powodu do bycia szczęśliwą. 

Te słowa zapisałam w pamiętniku przed wyjściem z pokoju. Zamknęłam pamiętnik i zeszłam na dół. Pojechałam z rodzicami do szkoły.
- Jesteśmy na miejscu -powiedział tata
Wysiadłam z samochodu.
- Trzymaj się słonku. Gdyby coś się działo dzwoń natychmiast. Miłego dnia. -powiedziała moja mama, która się teraz bardzo o mnie martwi. Ona bardzo mnie kocha. Ja to wiedziałam. W jej słowach było tyle miłości
i ciepła, którego może trochę potrzebowałam. Byłam już przed drzwiami budynku. Wzięłam głęboki oddech
i przeszłam przez nie. Starałam się zejść każdemu z drogi, ale trochę mi to nie wyszło. Wpadłam,
a właściwie to ona  wpadła na mnie. Była to ruda dziewczyna. Widać było, że jest pełna energii. Uśmiechała się od ucha do ucha. Miała na sobie kolorową tunikę i krótkie niebieskie shorty, a do tego sandały.
- Przepraszam. Zagapiłam się. -powiedziała z szerokim uśmiechem
- Nic się nie stało. -powiedziałam oschło
Chciałam się wycofać i zejść jej z drogi, ale mi nie pozwoliła. Prowadziła dalej rozmowę.
- Jestem Camila. Dla przyjaciół Cami. A ty? Nie wiedziałam cię tu wcześniej. A znam całą szkołę. Naprawę całą.
Zaśmiałam się cicho i lekko się uśmiechnęłam. Nie chciałam tego, ale to było silniejsze odemnie. Ona rozśmieszyła mnie.
- Ja dopiero tu przyjechałam, a właściwie przyleciałam. 
- Nie jesteś z tego kraju? To skąd jesteś? Z Brazylii, Chile?
- Nie. Ja nie jestem z Ameryki Południowej. Jestem z drugiego końca świata. Z Włoch. I nie chciałam tu przylecieć. -powiedziałam niezwykle spokojnie, delikatnie i czuło. Odeszłam nie mówiąc mojego imienia. Ona była dość zdziwiona, zaskoczona, a przynajmniej na taką wyglądała. Zadzwonił dzwonek na lekcje. Weszłam do klasy, w której miałam zajęcia. Usiadłam w pierwszej ławce, a Cami siedziała za mną. Do klasy weszła nauczycielka. Spojrzała na mnie i powiedział:
- Poznajcie nową uczennicę. Przyleciało do nas prosto z Włoch.
Każdy się na mnie patrzył.
- Francesca wstań. -powiedziała trochę ściszonym głosem nauczycielka.
Posłusznie wstałam.
- Mam nadzieję, że przyjmiecie ją miło.
Usiadłam na swoim miejscu. Przez całą lekcję siedziałam cicho nie zwracając na siebie zbytniej uwagi. Lekcja się skończyła. Na przerwie podeszła do mnie Camila i dziewczyna, która siedziała z nią w ławce.
- Hej! Jestem Viola. A ty jesteś Francesca. Tak?
- Tak. To ja.
- Miło cię poznać. -powiedziała i podała mi rękę.
- A my się już znamy. Dlaczego się nie przedstawiłaś? -powiedziała Camila jak zwykle z uśmiechem.
- Po prostu zapomniałam. Trochę mnie zagadałaś.
- Nie gadam wcale aż tak długo. Prawda Viola?
- Nie ty wcale nie gadasz długo. Gadasz bardzo długo. Jesteś bardzo rozgadana.
 Zaśmiałam się.
- Dlaczego się tak właściwie przeprowadziłaś? -spytała Viola
Chwilę się zastanowiłam. Chciałam wymyślić jakąś dobrą wymówkę. Powiedziałam:
- Moi rodzice znaleźli tu lepszą pracę i się niestety musieliśmy przeprowadzić.
- Zostawiałaś wszystko we Włoszech. Pewnie trochę ci jest smutno. -powiedziała Cami
- Tak. Komu by nie było? Przeprowadzić się na drugi kontynent i zostawić swoich przyjaciół.
- Ale tu masz nas. -powiedziała energicznie Camila
- Tak. Może się jeszcze dobrze nie znamy, ale spróbujemy ci zastąpić włoskich przyjaciół. Przyjaźni nigdy za dużo. -powiedziała Viola.
Wymusiłam uśmiech na twarzy. Powinnam się cieszyć, ale nie potrafiłam. Nie chciałam tu znajdywać przyjaciół. Nie potrafiłabym się otworzyć. Cały czas musiałabym grać kogoś innego, a tego nie chciałam. Niestety... Stało się co się stało. Muszę podjąć to wyzwanie. Może się uda. Co ja mówię? Uda się okłamywać wszystkich w okół siebie, udawać, że nic się nie stało. To się nie uda na dłuższą metę, ale muszę spróbować. Nie mam innego wyjścia.

                              LUDMIŁA

Lekcje się już skończyły. Musiałam teraz odbyć karę. Miałam sprzątać sale z jakimś chłopakiem. Nie wiedziałam kto to. Zżerała mnie ciekawość. Weszłam do sali do, której kazano mi przyjść. Miałam na sobie różową sukienkę na ramiączka i różowe szpilki. Chciałam zrobić na wszystkich wrażenie i się udało. W sali był Federico. Chodzi ze mną do klasy. Nie przepadam za tym Włochem.
- Ludmiła? Ty? Nie wierzę? -powiedział śmiejąc się
- A ty to co? Nie jesteś taki święty za jakiego się uważasz jeżeli tu jeste.
- Ja się za świętego nie uważam, ale w porównaniu z tobą to faktycznie nim jestem.
Po tych słowach zrobiło mi się przykro. Inni sądzą, że nie mam uczuć, że nic nie czuję. A tak nie jest. Jestem wrażliwa, potrafię kochać i współczuć innym. Nie ocenia się człowieka jeśli się go nie zna. Nikt nie zna mnie całkowicie. Nikt nie wie co tak naprawdę czuję i myślę. Nie dałam po sobie poznać, że jestem zasmucona jego poprzednimi słowami i powiedziałam:
- A jednak coś zbroiłeś. Co to było?
- Ciekawość to pierwszy stopień do piekła. Nie mówili ci.
- Gdyby nie ludzka ciekawość wszystko byłoby inne. Ludzie nie wiedzieliby tego czego wiedzą teraz, więc jeżeli ciekawość to pierwszy stopień do piekła to wszyscy ludzie są właśnie tam. -powiedział bardzo pewnie.
On dziwnie na mnie spojrzał. Nie wiedział co powiedzieć zatkało go. Do sali weszła woźna. Przyniosła mop, wiadro z wodą, płyn do okien, ścierki i chustki do mycia drewnianych mebli.
-  Macie umyć całą podłogę, wszystkie meble i okna w tej sali. Gdy skończycie przyjdźcie do mnie. Ja sprawdzę czy wszystko lśni i wtedy będziecie mogli wrócić do domu. Zrozumieliście?
- Tak. -powiedzieliśmy równocześnie
Woźna wyszła.
- Ja umyję meble, a ty okna i podłogę. -powiedział Fede
- Dlaczego ty masz decydować?
- Dobra ty zdecyduj. Mi jest wszystko jedno.
- Ja umyję okna i podłogę, a ty umyjesz meble. 
- Przecież to właśnie powiedziałem.
- Ale to ja decyduje, a nie ty.
- Nie zniosłabyś faktu, że będziesz robiła to co ja powiedziałem.
- Lepiej być władcą niż poddanym. 
Wzięłam płyn do mycia okien i 2 ścierki, i zaczęłam myć okna. Było strasznie cicho. Nie odzywaliśmy się do siebie. Po 5 minutach tej ciszy powiedział:
- Byłem na zajęciach dodatkowych. Potknąłem się i zrzuciłem niechcący kwiatka. Pech chciał, że akurat mieliśmy z panem Adamsem. On jest dość surowy i kazał mi odbyć karę. A ty?
Byłam dość zaskoczona wyznaniem Federico. Nie sądziłam, że będzie chciał mi to powiedzieć.
- Gdy się przerwa skończyła wyszłam na chwilę na dwór. Nauczycielka musiała uznać to za ucieczkę.
- Nie wierzę ci.
- To mi nie wierz. Powiedziałam ci prawdę. To  twoja sprawa czy zechcesz w nią wierzyć czy nie. Jeśli nie uwierzysz nigdy nie poznasz prawdy jeśli jedyną odrzuciłeś. Ludzie są gotowi wierzyć we wszystko, tylko nie w prawdę.  -powiedziałam trochę podnosząc głos.
- Trudno uwierzyć komuś takiemu jak ty.
- Takiemu jak ja? Czyli jakiemu?
- Sama najlepiej wiesz jaka jesteś, a ja nie jestem taki, żeby ci wytykać twoje wady.
- Każdy ma wady czy tego chcesz czy nie. -jeszcze bardziej podniosłam głos.
- Tylko w tym problem, że ty masz ich za dużo.
- Najłatwiej jest oceniać ludzi. 
- Wiele rzeczy jest łatwych.
- Nie oceniaj mnie, bo nie znasz mnie w ogóle. Oceniając mnie w ten sposób sam sobie psujesz opinię
 w moich oczach.
- A co mnie obchodzi twoja opinia.
- A co mnie obchodzi opinia całego świata! Robię co chcę, bo to jest moje życie! To jaka jestem jest tylko moją sprawą.
- Tak nie zdobędziesz przyjaciół.
- Ja ich nie potrzebuje. Nie potrzebuję nikogo. Jestem samowystarczalna.
- Jak chcesz. Jak wolisz mieć wrogów to proszę bardzo.
- Za co ty mnie tak bardzo nie lubisz? -powiedziałam ostro
- Bo jesteś fałszywa, kłamliwa, niemiła, podstępna. Mam wymieniać dalej?
- Nie tyle mi wystarczy.  Ja jeszcze nic nie powiedziałam złego o tobie, a to przecież  ja jestem ta zła.
On nic nie odpowiedziałam. Byłam wściekła na niego. Jak on może mi wytykać moje wady? Przecież sama je znam. Jak on może mnie oceniać jeśli w ogóle mnie nie zna? Zostało mi do umycia jeszcze jedno okno. Obejrzałam się żeby zobaczyć co robi Fede. Siedział.
- Dlaczego nie sprzątasz?
- Skończyłem to co miałem zrobić.
- To może umyłbyś podłogę. Będzie szybciej. 
- Przecież jesteś samowystarczalna.
- Dużo ludzi się mnie boi, obawia. Jestem silna. Wiesz, dlaczego mam taką siłę?
- Bo wykorzystujesz ludzkie słabości?
- To też, ale ludzkie słabości trzeba najpierw poznać, a aby to zrobić nie potrzebny jest tylko spryt, ale także siła. Człowiek boi się silniejszego człowieka od siebie, bo nie wie czego może się po nim spodziewać. To on ma wszystkie karty w dłoni.Ty nie masz żadnej. Dlaczego mam taką siłę?
- yyy. Nie wiem.
- Tak jak każdy człowiek upadam, ale mi nikt nie podaje ręki. Nie ma kogoś takiego kto by to zrobił, więc się sama podnoszę. Na początku jest trudno, ale później jest coraz łatwiej. Za każdym razem gdy się podnoszę, podnoszę się silniejsza. -powiedziałam patrząc mu prosto w oczy.A potem wróciłam do przerwanej czynności.

                                    FEDE

Zrobiło mi się trochę przykro. Nie powinienem  być taki dla niej. Wziąłem mop i wziąłem się za mycie podłogi. Nie spodziewałem się takiej rozmowy. Trochę mi jej szkoda. Jest trochę inna niż mi się wydawało, a ja się nie popisałem. Może jednak jest inna. Może nie ma serca z kamienia. Trochę jej współczułem, było mi jej żal i trochę ją podziwiałem. Miałem zmieszane uczucie i myśli na jej temat. Nie wiedziałem co
o niej myśleć. Jedno jednak wiedziałem. Ludmiła nie jest do końca taka jak się innym wydaje.
- Skończyłeś? -powiedziała
- Tak.
- To idę po woźną. Nie wytrzymam z tobą ani minuty dłużej.
- Poczekaj.
- Czego chcesz?
- Przepraszam. Nie powinienem tak o tobie mówić.
- Wiesz co nie potrzebuję twoich przeprosin. -powiedziała i odeszła
Przyznam, że nie spodziewałem się takiej odpowiedzi, ale cóż trzeba być przygotowanym na wszytko. Nigdy nie wiadomo kogo spotkamy na swojej drodze. Po chwili przyszła blondyna z woźną. Woźna obejrzała dookoła dokładnie salę i powiedziała:
- Świetnie się spisaliście. Możecie już iść do domu.
- Nareszcie! -krzyknęła pełna radości, a woźna na nią dziwnie popatrzyła.
- Do widzenia. -powiedziała i odeszła szybkim krokiem.

                                        Naty 

Był już wieczór. Cała rodzina była w domu. Siedziałam przy oknie w moim pokoju. Niebo było bezchmurne, pełne gwiazd. Nagle zgasły wszystkie światła. Prąd najwyraźniej wyłączyli. Ta ciemność jednak mi nie przeszkadzała. Cały czas czułam się jakbym była w ciemności. Niewidzialna, sama po prostu w ciemności. 
Po jakimś czasie przyszła Lena. Przyniosła świeczkę, postawiła ją i zapaliła.
- Dobrze się czujesz? -spytała
- Tak.
- Zostałabym z tobą, ale muszę poćwiczyć jeszcze piosenkę.
Nic nie odpowiedziałam tylko się uśmiechnęłam.  Lena wyszła. Popatrzyłam chwilę na niebo. Było takie piękne. Tyle było na nim gwiazd. Każda była wyjątkowa. Każda miała swój blask, który ukazywał się ludziom. Były jak sławne piosenkarki, aktorki. Każdej nocy pokazywały ludziom swój blask, swoje możliwości. Były w różnych odległościach od siebie, ale żadna nie była sama. Prawie żadna. Mój wzrok dostrzegł gwiazdę, która była z dala od innych. Była mniejsza i jej blask był bledszy, znacznie mniej zauważalny. Gdybym dokładnie się nie przyjrzała możliwe, że bym jej nie dostrzegła. Doskonale mogłam sobie wyobrazić jak czuła się ta gwiazda. Sama, nic nie znacząca, gorsza od wszystkich innych pod każdym względem. Nie mogłam powstrzymać łzy. Byłam sama w swoim życiu, ale sobie radziłam. Musiałam... Nagle ujrzałam spadającą gwiazdę. Pomyślałam życzenie: Chcę aby moje życie się zmieniło, chcę mieć przyjaciela kogoś komu mogę zaufać i nie muszę się go bać. Pomyślałam życzenie chociaż
 i tak wiem, że się nie spełni. Chyba każdy za  każdym ra­zem, pat­rząc na spa­dająca gwiazdę, myśli  marze­nie. Nasz realizm nie poz­wa­la wie­rzyć, że się spełni, ale i my i tak myśli­my życze­nie. Chce­my choć przez chwilę poczuć się jak w bajce. Zapaliło się światło. Włączyli prąd. Musiałam zgasić świeczkę. To dziwne, ale sprawia mi przykrość to, gdy muszę świecę zgasić. Mam wrażenie, jakbym przerywała jej życie.  Jakby coś nagle się skończyło, a nic już się nie miało zacząć. Jakbym w sobie coś zgasiła. Czuję się wtedy jakbym straciła do końca nadzieję. Nie wiem, jak to wytłumaczyć. Popatrzyłam się na nią jeszcze chwilę, a potem z wielkim bólem ją zgasiłam.

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
I jak? Podoba wam się? Macie Fedemiłę. Choć trochę dziwnie się zaczyna. Miecie też trochę akcji z Fran. Chyba już się domyślacie, dlaczego chciała odebrać sobie życie. Proszę jeżeli to czytacie to zostawcie komentarz. Bardzo mi zależy na waszej opinii. Napiszcie co piszę źle, a co dobrze. Za każdy komentarz dziękuję. Następny rozdział najpóźniej w piątek. 

 

 

 









7 komentarzy:

  1. Cudowny Rozdzialik

    OdpowiedzUsuń
  2. Super rozdział!. Czekam na next

    OdpowiedzUsuń
  3. Super masz te opowiadania!! Przeczytałam dziś wszystkie rozdziały. Absolutnie nie przestawaj pisać! Wydaj książkę :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Cześć, to ja. ten ostatni komentarz ode mnie jest, tyle że jeszcze konta na google nie miałam. Bardzo mnie zawiodłaś, że już nie piszesz!!!! Jesteś wielkim skarbem i jest i mi smutno z Twojego powodu!

    OdpowiedzUsuń
  5. Wow, cudnie piszesz ;)
    Zżera mnie ciekawość co dalej będzie z Fran i Naty :D
    Nie przestawaj pisać, proooooooooszę <3

    OdpowiedzUsuń